niedziela, 11 grudnia 2011

XXVIII

Straciłam. Straciłam. Straciłam wszystko. Tego błędu nie umiem naprawić. Jest za późno. Każda minuta milczenia mi to uświadamia. Utwierdza w przekonaniu o mojej beznadziejności. Cisza. To napięcie. Drżące ręce. Nieodpowiednie słowa? Łza. Jedna, druga. Dźwięk. Lęk. Obawa. Radość. Cisza, jednak mam pewność, że mogę czegoś się spodziewać. Początek szczerej rozmowy. Tak, jak kiedyś. Ale moim błędem pewnie jest bezpośredniość  i wylewność. Ale po prostu czuję potrzebę wygadania się, opisania wszystkiego. Nawet pomimo pewnej przerwy. Są sprawy nie dające spokoju. Czasami zastanawiam się dlaczego mówię to wszystko. Szczegóły, o których nie masz pojęcia. One recytują się same. I właśnie to nadaje mi wizerunek egoistycznej małolaty niepotrafiącej opowiedzieć o problemie, który widzi tylko ona sama. Ja to tak dostrzegam. Zaprzeczasz. Mówisz, że jesteś od wysłuchiwania moich zawiłych monologów. To pomaga. Tak jak te momenty, kiedy mnie poprawiasz. "Przyjaciel", nie "kolega". "Przyjaciel". Za każdym razem. Nawet jeśli chodzi o kompletne szczegóły, rzeczy zupełnie nieważne. Miło jest to słyszeć. Uśmiech dobrowolny. Za każdym razem. I chociaż nie jestem dobrą przyjaciółką, dziękuję. Za wszystko. 
Może i czasami robię coś na siłę. Ale nie mogę pozwolić sobie na kolejną stratę. Za dużo mnie to kosztuje. 
I jak się cieszyć żeby nie zapeszyć? Doceniam to, jasne. Zwykła rozmowa daje wiele. Nawet ta, dotycząca błahych spraw. Zwykła rozmowa wiele zmienia. Czasem tyle co spowiedź. Chociaż nigdy nie ma takiego charakteru. Dlatego tak je uwielbiam. 
Pierwszy impuls tknął ktoś inny. Nadanie odpowiedniego rytmu należało do Ciebie. Pamiętaj o tym.
Ten kawałek, który zaledwie cztery godziny temu wydawał się być niezwykle pozytywnym, teraz wywołuje łzy. Tekst od zawsze mi się podobał. Ale wcześniej był inny. Bit nie miał tyle smutku w sobie. Zastąpił świetliste promienie zachodzącego słońca w każdym takcie. Odeszły. Teraz wszystko pływa. Być może przez te słowa na wiatr rzucane. Czego musiałaby dotyczyć obietnica aby została od początku do końca spełniona? Nie. To moja ślepa wiara w nie. Łamię zasady, więc ponoszę konsekwencje. Ale jak inaczej reagować? To jest podobne do narkomana na silnym głodzie, któremu obiecano nową działkę. Nie, to nie to. Pomimo zapewnienia sam na własną rękę szuka środków na dodatkowy towar. Chyba że wziąć pod lupę umierającego, kiedy uzależnienie dosłownie zabija. I jest tylko złudna nadzieja, że ratunek nadejdzie oraz myśli, jak piękny będzie świat po zażyciu. Plany na rozpoczęcie od nowa. Genialne pomysły na spędzanie czasu. Dosłownie widzisz to. Wszystko jest tak realistyczne.. Wierzysz w to. Czujesz zapachy, smaki, faktury.  Lepiej niż sen na jawie. Imaginujesz coraz więcej, coraz częściej, coraz intensywniej. Ale na wizjach się kończy bo diler szczęścia znika niczym słońce w deszczowy dzień . Przepada. Mija jeden dzień, drugi, trzeci. Następny tydzień. Kolejne puste dni. Błądząc pośród marzeń, gubisz gdzieś kawałek życia ale dalej w to brniesz. Niedoszły wybawca wraca. Nic nie mówi. Nic nie oferuje. Nic nie obiecuje. Masz jednak cichą nadzieję, że zaproponuje coś atrakcyjnego. Coś co cię interesuje najbardziej. Rozpoczyna rozmowę na zupełnie inny temat. Ciągle myśli skierowane masz w jednym kierunku. Czekasz cierpliwie. Od słowa do słowa zmienia się tor. Taaak. W końcu. Mówi o tym. Zaufasz mu?
Gdzie bym nie była, z kim bym nie była, z najdalszych zakątków, z każdego miejsca na ziemi, zawsze ale to zawsze, kiedy spojrzę w niebo odszukam księżyc i Oriona. Jego pas. Trzy gwiazdy, w jednej linii. Nie idealniej, bo nigdy nie jest idealnie, ale ułożone w doskonałej harmonii, lśniące blaskiem piękna. Te trzy, których nic nie rozdzieli. I chociaż to, co widzę jest przeszłością, wiem, że one zawsze będą razem. Kosmiczna siła łączy je niewidzialnym łańcuchem i chociaż oddalone o setki lat świetlnych, wciąż tak blisko siebie. Zawsze będą razem. Zawsze. Bo odległość nie ma znaczenia kiedy w grę chodzi silna więź. Z im większego dystansu patrzysz, tym są bliżej. Tak podobne, tak wzniosłe i królewskie na czarnym aksamicie nieba. I chociaż wokół są miliardy innych gwiazd, to właśnie one wyróżniają się najbardziej. Swym spokojnym majestatem. Szepczą potęgą. Świadome  swej doskonałości lecz nie obnoszą się swą wielkością. To zbędna kwestia. Są ważniejsze wartości. One mają siebie. Pomimo reszty wszechświata, ta odrębność jest odczuwalna. One mają siebie. I już na zawsze będą razem. Za każdym razem kiedy na nie spojrzę, pamięć przywoła pewną noc sierpniową. Noc, która była skutkiem czegoś większego. Czegoś, mającego początek wcześniej. Trzy gwiazdy. A może te trzy gwiazdy, pokochane właśnie wtedy,  mają skromny, ludzki odpowiednik? Swoje odbicie na ziemi? Bez majestatu i wzniosłości a wszystkie kosmiczne właściwości są głęboko ukryte, schowane przed światem? Trzy gwiazdy. Jeden pas. Odległość nie ma znaczenia. Trzy gwiazdy. Jeden pas. Na zawsze będą razem. 




Wewnętrzny głos wciąż pcha nas tam
Gdzieś poza horyzontu linię, poza życia plan
Idziemy tam, gdzie prowadzi nas czas
Ręce w niebo wznoszę aby dotknąć gwiazd

czwartek, 20 października 2011

XXVII

Najbardziej boli mnie to, że w takiej sytuacji nie wiem co powiedzieć. Po prostu nie wiem. Kiedyś było inaczej. Może problemy były inne, dlatego takie wrażenie. Może.  Źle się z tym czuję. Nic. Kompletne nic. Pustka. To nie jest normalne. Nic teraz nie jest normalne. Nie potrafię zachować się jak przyjaciółka. Zapomniałam jak to się robi. Naucz mnie tej sztuki. 
I tak oto nie ma tematu na który rozmawiałabym tylko z kolegą. Ostatni z wielu został rozpoczęty z kimś innym. Może to i lepiej. Nie kurzy się. Odświeżony. Zbyt wiele się zmieniło odkąd ostatnio gadaliśmy. Więc nie ma sensu trzymać go gdzieś w szufladzie. Reset. Nic nigdy nie było. O niczym takim nie rozmawialiśmy.
Kolejny raz przekonuje się, że bez ciągłego kontaktu coś się zaciera. Ile jeszcze? Mi już się nie ufa. Już się nie mówi co jest źle. Nie wspomina się o najmniej znaczących rzeczach. W sumie nigdy o nich nie słyszałam. Nie mam sił. Poddaję się. I tak każdego dnia zmagam się z bezradnością. Pamiętam ten najsmutniejszy dzień mojego życia. To chyba podświadomość wyciskała łzy. Nie potrafiłam określić czym było to spowodowane ale jestem prawie pewna co ją pobudziło. Świadomość, że mogę stracić coś tak ważnego. Tak wyjątkowego. Na zawsze. Straciłam. Być może da się odzyskać, przywrócić porządek, jednak nie potrafię tego zrobić. Nie wiem jak. Nadzieja, że jeszcze będzie jak dawniej znika z każdą kolejną łzą. A wtedy? Potoki. Nieprzespana noc. Pomimo próśb poduszka była mokra. Bo strata była bliska. Jedna rozmowa tak wiele mi uświadomiła. Ciężka noc, paskudny dzień, wieczór spędzony w kościele. Ludzie pytali, co się dzieje. Nie umiałam odpowiedzieć. Taki stan był mi obcy. Myślami zupełnie gdzieś daleko. Ponad wszystkim. Dziwne zawieszenie. Miałam wtedy chęć zostać w kościele aż do rana. Ale coś zaczęło się zmieniać. Śmiałam się, pamiętam. Humor zaczął się poprawiać. O 2 było już dobrze, wręcz pozytywnie. Następny dzień pamiętam aż za bardzo. Ale czy zawsze kiedy psychika leży gdzieś głęboko, na dnie, przyjdzie moment kiedy wzniesie się na szczyty? Nie.  Nie mam siły walczyć. Naprawdę nie mam. I nie mów, że chcieć to móc. Gdyby tak było, szpitale byłyby puste. 
Po pierwsze, zasłuż na to co masz. Po drugie, na to o co toczy się gra. Po trzecie, pracuj, atakuj i walcz , inaczej nie masz zupełnie żadnych szans. Nie mam żadnych szans. Nie zasługuję na to co mam ani na to o co toczy się gra. Nie mam o już co walczyć. Poddałam się dawno. Nie pracuję. Nie atakuję. Nie walczę. Z porażką zdążyłam się pogodzić. I nie impas tylko moja głupota osobista. Jestem beznadziejna.
Dziwne uczucie, kiedy słowa znienawidzonej niegdyś piosenki ciągle rozbrzmiewają. Ta bliskość jest co najmniej nienormalna.  Nie, to nie jest sentyment. Po prostu kojarzą mi się z czymś. To nie sentyment. To wspomnienia związane z pewnym czymś. Nawet tekst nie ma sensu, aczkolwiek w ucho wpada skutecznie. Nie zmienia to jednak faktu, że nienawidzę tego utworu. Denerwuje mnie. A może to nie sam kawałek tylko podszycie?
Najlepsza impreza w historii z nami? To chyba dobra reklama i 'przyzwoita' wizytówka. Ale drugiej takiej, przeżywanej w pełnej świadomości własnej nie wyobrażam sobie. To byłby szczyt patologii imprezowej. Maaaatkooo koooochaaanaa.



 

                                                                                                                       Utraciły słowa dawną moc..

poniedziałek, 3 października 2011

XXVI

I tak oto dosłownie się minęliśmy. Świadomość ta wpędza mnie w jeszcze głębszą otchłań tęsknoty.  Perspektywa spotkania trochę ratuje. Nie mniej jednak, tonę. Może trochę mniej niż niedawno. Jednak tonę. Pod tym względem ten rok jest fatalny. Niemal cały pod wodą. A może jakieś ocieplenie klimatu? Pustynia. O taaak. Ewentualnie tropiki, dla zdrowia. Nic lepszego chyba zdarzyć by się nie mogło. To by było coś. Zapomnieć o wilgoci oceanu. Albo chociaż znaleźć się na tratwie. Unieść się ponad to. Zapomnieć. Zbawienny ląd. Poza linią horyzontu. Coś zdaje się ukazywać. Zaraz jednak ginie. Pojawia się. Ginie. Zachodzi słońce - znika. Odchodzą chmury - znowu jest. Sama powiększam te wody. To nie jest zależne ode mnie. To dzieje się samoistnie. Nie chcę tego. Nie chcę. Uczucie bezradności. Mogę coś zrobić? Raczej nie. Jak widać, nie należy do moich mocnych stron budowanie mostów do odległych lądów. To wymaga czasu. Wytrwałość się znajdzie. Ale jaki człowiek sam, bez niczyjej pomocy stworzył most nad ogromną rwącą rzeką? Gołymi rękami. Bez niezbędnych materiałów. Nikt. Dlaczego miałoby się udać? 
Zadziwiające jak silne emocje może spowodować śmierć zupełnie obcej osoby. Przecież wchodząc do kościoła nawet nie znałam tożsamości. A może to nie sam fakt odejścia tylko te myśli? One nachodzą samoistnie. Myśli o tym, co przyniosłaby śmierć kogoś bliskiego. Jakie spustoszenie, ile łez, niezmierzony wymiar pustki. Ironia losu? Dzień wcześniej prawie to poczułam. Nigdy, ale to nigdy się tak nie bałam. Nigdy nie byłam w takim stanie. Nigdy w życiu nie byłam tak roztrzęsiona. Nigdy. Nie znałam wcześniej uczucia świadomości, że z połową mojego życia coś się stało. Zniknęła. Pojedyncze znaki tylko potęgowały strach. Okropne uczucie kiedy wiesz, że możesz tak po prostu stracić coś tak ważnego . Z dnia na dzień. Z minuty na minutę. Bezradność. Bo co robić w takiej sytuacji? Nie można siedzieć bezczynnie. Szukać? Ale gdzie? Impas. Zmysły gdzieś odeszły. Zdrowy rozsądek razem z nimi. Długa podróż w nieznane. A może właśnie tam, gdzie znajduje się serce? Tyle że skąd mam wiedzieć gdzie się znajdowało? Teraz to jasne, ale wtedy? Kto przypuszczał? Przez te wszystkie lata nie poznałam tak paskudnego uczucia. Nigdy więcej tego nie rób.
Może i nie traktuję tego jako kolejny błąd młodości ale źle się z tym czuję. Bardzo źle. Moralnie dziko. Jakby jedno czy dwa stwierdzenia załatwiły całą sprawę, zburzyły pewien mur. Teraz już nie mogę powiedzieć , że nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, nie wiedziałam co robić. Byłam. Co robić, nie wiem dalej. Wciąż popełniam te same błędy. A to główny problem. Jedyne, czego się nauczyłam to to, że co by się nie stało, prędzej czy później, pewnej części na taki czy inny sposób będę żałowała. Jak zawsze zresztą. Zawsze.
Nie znam się na ludziach. To muszę przyznać. Nie ma nad czym się zastanawiać. Traktujmy się niepoważnie. Wiek przecież do niczego nie zobowiązuje. Zachowujmy się jak dzieci. Wszystko jest dla rozrywki. Sprawa czystko ekonomiczna. Inwestowanie w kamienie nie jest dobrym pomysłem. Zła koncepcja. 
Szczerość obraca się przeciwko mnie. Wniosek? Nie mieć nic wspólnego z tym tematem. Tyle że unikam go jak mogę, znając konsekwencje ale i tak zawsze zostaje poruszony. Wtedy jestem załatwiona. Dziękuje, że zawsze tak wychodzi.





I'll found you somewhere..


niedziela, 2 października 2011

XXV

To dla mojej ferajny, to dla tych kilku gości
Jeśli mówisz już o nas nie mów o moralności
 

Kiedy to minęło? Tak szybko zleciało. Pół roku. Pół roku. Drugie pół przed nami. Od ognia się zaczęło. Nie. Zaczęło się w bardziej religijny sposób. Dzień wcześniej było czarno. Dosłownie. Pamiętam to. Do dziś nie rozumiem tego ranka. A tak. To może mieć związek. Z każdą godziną było gorzej. Poprawa zaczęła się znowu od kościoła. Jak wiadomo dosyć często ta kwestia pojawiała się. I wniosek ostateczny. Bo jakby inaczej. Wszystko na to wskazuje. Wyraźne oddziaływanie. Także na nazajutrz. Później ogień. Dużo ognia. Wszystko się zaczęło. Pierwsze błędy i cała reszta. I co z tego. Każdy ma do tego prawo. Zapomina się o tym i żyje dalej. Tym bardziej żyć się chce, kiedy ma się z kim. Mam to szczęście. I ta atmosfera. Kocham to. I chociaż ekipa nie zawsze taka sama, to jednak jest parę osób które są zawsze. Wszystko zostaje w rodzinie, jak ktoś kiedyś powiedział. Właśnie, bo my jesteśmy rodziną. Nie u mnie jest patologia, nie u ciebie. Patologia jest u nas. Nie ja i ty. My. W naszej rodzinie. Muzyka. Cały czas towarzyszy. Mamy genialny soundtrack, to należy przyznać. Jest kilkanaście utworów które ewidentnie kojarzą mi się z tym wszystkim. Teksty wyryte głęboko w pamięci. I automatycznie pojawiają się sceny z przeciągu sześciu miesięcy. I łzy w oczach. Bo nie jeden tekst doskonale opisuje dany moment. Jakby pisany był z myślą o nas. Cała historia w jednym kawałku. Czy to nie jest wspaniałe? Ale to nie tylko muzyka, ogniska, imprezy, wspólnie spędzane święta, każde weekendy, wieczory, dnie, noce i ranki. To nie tylko słońce ale i deszcze, burze, wiatry i zimne ręce. Radość i smutek. Łzy i śmiech. Tyle dróg razem przebytych. Tyle problemów rozwiązanych. Tyle miejsc odwiedzanych wspólnie. A cały świat jest nasz. I chociaż były dni, kiedy nie zawsze było wszystko jak być powinno, kto o tym wspomina, kto pamięta? Liczy się to co jest teraz. Powroty do przeszlości też są. Ale tylko do pozytywnych jej aspektów. To co złe, lepiej zostawić za sobą. Zostawiliśmy. Tyle się wydarzyło.. Tony wspomnień. Niektóre dosyć dziwne, szalone. Zapracowane. Plany na kolejne. Wszystkie fazy księżyca, zachmurzone, bądź czyste niebo. Spadające gwiazdy. Herbata. Czekolada. Kilka smaków, zapachów, miejsc i momentów. Ludzi. Jeju jak ja Was uwielbiam. Dzięki temu wszystkiemu tak wiele się zmieniło.. Czy na lepsze? Dla mnie tak. To mi odpowiada. Nigdy bym nawet nie przypuszczała, że kiedyś dane mi będzie przebywanie w takim towarzystwie. Kto by pomyślał, że ludzie, z którymi byłam tylko na 'cześć' albo i to nie, będą mi tak bliscy. Nie wyobrażam sobie życia bez tego. To chyba już przyzwyczajenie. Jesteśmy, i nie może być inaczej. Tylko wtedy jest ok, wszystko jest na swoim miejscu. W pewien sposób jesteśmy od siebie zależni. Kiedy kogoś braknie, coś jest nie tak. Całość się rozsypała. Ale jakoś jednak się trzyma. 'Fundament', to musi być. Inaczej dosłownie wszytsko się wali. Nie raz tak było. Czasem bardziej odczuwalnie, czasem mniej. Tylko całość. Rodzina. Bo atmosfera naprawdę taka jest. Jesteśmy jednością.  Poważnie kłótnie nie mają przyszłości. Nikt się nie myśli obrażać. Bo to sensu by nie miało nawet. Wszytsko zostaje między nami. Sami swoi - niedawno ktoś stwierdził. Taka reakcja, niby zwykła, nic nie znacząca, dla mnie jednak treść pewną ma. Toć to akceptacja w czystej postaci jest. Wspaniałym darem jest, kiedy ktoś, nawet kiedy powodu najmniejszego do radości nie ma, sprawia że humor samoistnie się poprawia. I śmiech. Powalający. Uwielbiam Wasze śmiechy. I znaczące uśmiechy. I te miny. Genialne teksty. I podteksty. Ta wyjątkowość bijąca z każdego z osobna. Nawet moja babcia w gwiezdnym stylu wpisała się w tą patologię. Mama też przywykła do faktu, że może mnie zobaczyć z dorosłym facetem. Jakby nie patrzeć. Pompa. Chyba przez wszystkie emocje i stany już przeszliśmy. Rozmowy na wszystkie tematy odbyte.
Czasem zastanawia mnie co by było gdyby nic się nie wydarzyło. Codzienność taka sama. Nudne weekendy spędzane przed komputerem. Może jedynie lepsze oceny. Wspomnienia rzadko wychodzące poza mury szkoły. Może i tak. Nie ma co nad tym rozwodzić. Zmiany dostrzegam nawet na swoim przykładzie. Teraz, na pewne rzeczy patrzę inaczej. Inaczej reaguję. Dystans. Samo to słowo przywołuje całą historię jego użycia. I film się odtwarza.
Uwielbiam Was. Naprawdę. Z dumą mówię- moi ludzie. Kocham Was.




Obrali ten sam kurs, życia marynarze,
Grał im ten sam puls, muzyka szła w parze,
Pełen luz, łeb pełen marzeń

sobota, 24 września 2011

XXIV

Czy wszystkie usterki w kwestii optycznej zawsze muszą zwiastować koniec tego, co dopiero się rozpoczęło? Bo słońce dosłownie przed chwilą zaświeciło bladym blaskiem a już zaszło. O ile nie zgasło całkowicie. O zenicie nawet mowy nie było. Wschody słońca wielbię tak samo jak zachody ale ten pośpieszył się wyjątkowo. Ta doba jest stanowczo za krótka. Żądam przedłużenia dnia. A nie powinna ta gwiazda płonąć żywym ogniem? Porażać intensywnością blasku? Iskra przez nią posłana nic nie zapaliła. Zgasła na dzień dobry. Może to i lepiej. Pożary są groźne.
Poważne rozmowy, jak sama nazwa wskazuje powinny być poważne. No i szczere. Jaką mam gwarancję, że ta właśnie należy do nich? Skąd mam wiedzieć jak jest naprawdę? Może znowu porobimy sobie żarty z siebie nawzajem? Fajnie będzie. Zróbmy coś dla zabawy. Najlepiej czyimś kosztem. Tak jest najtaniej. Ale jak efektownie. Wręcz niebo pełne fajerwerków. A jakież one kolorowe. Zdumiewające. A ten deszcz to skąd? Zaraz, zaraz. Dlaczego jest dziwnie słony? Morze wyparowało? Nie, to nie morze. To ocean. Jaki? Rozczarowania, smutku i żalu. Nie wmawiaj mi, że na mapie go nie ma. Jest. Ogromny, wyraźnie zaznaczony. Na mapie życia.  A te połacie szarości? To właśnie on. Nie przepłyniesz go. Kiedy osiągniesz wrażenie, że już jest dobrze, że wszystko się ułożyło, dzieje się tak jak powinno., jakiś nowy epizod zdaje się zaczynać. Ta, jasne. Nie uciekniesz od niego. On wróci z początkiem czegoś nowego. Wyparuje, dogoni cię i skropli dokładnie nad twoją głową. I wielka szarość cię dopadnie. Utoniesz w niej. Takie przynajmniej będzie wrażenie. Bo serce dalej bić będzie ale ta krew którą pompuje zmieni barwę. Jak myślisz,  na jaką? Masz rację. Myślisz. To dobre przyzwyczajenie. Dobre przyzwyczajenia się ceni. To zaleta. Wszelkie pozytywnie cechy jednak nie uchronią cię przed nią. To będzie w każdej komórce. Krwiobieg o to zadba. Nie martw się o to. To będzie w tobie. Tam w środku. Nikt o tym nie będzie wiedział. To osobista tragedia. Wnętrza tak po prostu nie wyjmiesz z siebie i nie położysz na srebrnej tacy. Nie podbiegniesz do pierwszej lepszej osoby. Nie zaniesiesz tego nikomu. Nikt o tym się nie dowie. Wnętrza się nie pozbędziesz. A to będzie w tobie. W twoim wnętrzu. Nikt się o tym nie dowie. To twoja osobista tragedia. Nie próbuj tym wymiotować. Nie da się. Nic na siłę. Tylko ktoś obeznany w fachu, znający się na rzecz ma szansę poznać co się dzieje. Tylko ten, który ma za sobą lata praktyki, dostrzeże w twoich oczach, że krew nie jest czerwona. Wiesz, że jeśli nic z tym nie zrobisz, ona będzie ciemniała do tego stopnia, aż twoje brudne żyły będą biły czernią? Jakiż to wspaniały kontrast. Pod warunkiem, że masz nieskazitelnie białą skórę. Nie masz. Też nie mam. Nikt nie jest idealny do tego stopnia. Przy naszej karnacji wygląda to beznadziejnie. Lepiej pasują błękitne kable. I szkarłat. Nie czerń. Wniosek? Nie unikniesz zatonięcia. Nie unikniesz tego obiegu. Od ciebie zależy tylko jak szybko cały ten proces przeminie. To ile będzie trwał, zależy od twojej wewnętrznej siły. Od twojego nastawienia. Nie jest tak źle. To nie dno kompletne. Bo większość jest w twoich rękach.
A piękną rzeczywistość przerwała ukochana piosenka. Ojjj piękna ona była. Wśród wyblakłych barw intensywnością wyróżniał się jeden kolor.  Dlaczego akurat właśnie ten? Dlatego, że najwspanialej wygląda w takiej oprawie? A może życiowy sentyment? To w sumie jedno wnika z drugiego . Mów do mnie kolorami. Mów do mnie odczuciami. Mów do mnie emocjami. Mów do mnie uśmiechem i łzami. Mów do mnie gestami. Mów do mnie myślami. Mów do mnie muzyką. Nie mów tylko słowami. Słowa ranią. Najbardziej oczekiwane wiadomości przynosi to, co pozornie nie ma wydźwięku. Umiej usłyszeć ten głos. Przekaz głębszy niż najdoskonalej ułożone zdania. Ufaj emocjom. Nie słowom. One kłamią. Zwracaj uwagę na to, na co nie masz wpływu. Na to co dzieje się samoistnie. Żadnej kontroli. Mówić możesz wszystko. Co tylko zechcesz. Wszystko możesz usłyszeć. Ile w tym prawdy? Rzadko sto procent. Nie ufaj słowom. Ufaj uczuciom.




Ludzie nie patrzą w serca, liczy się tylko wynik
Noce przechodzą w dnie, nawyki wchodzą w krew
Pośrodku tylu sytuacji, które rodzą gniew.

sobota, 17 września 2011

XXIII

Lubię te wieczory kiedy jest zimno. Kiedy siedzimy z miską płatków, talerzem zapiekanek, dzbankiem herbaty i filmem. Nie potrzebna jest cała ekipa żeby się dobrze bawić. Jasna sprawa, że z nimi nie jest nudno ale 'spokojne' noce raz na jakiś czas też są potrzebne. Fajnie jest. I to dziwne uczucie kiedy w weekend śpisz we własnym łóżku. Sama. W swoim łóżku. Bez wygłupów i innych zjawisk. Tylko sen. To trochę dziwne, nawet pomimo faktu, że w ciągu tygodnia jest przecież to samo. W końcu ostatnio caluteńkie 3 dni były spędzane poza domem. Nawet babcia pyta czy wrócę na noc. Już niebawem pójdziemy szkolnym hardcorem. A może i nie..
Cenię sobie wtorkowe popołudnia dosłownie wyjące śmiechem. Takie beztroskie. Dalekie ziemi i rozsądkowi. Jasne, luźna atmosfera to nie wszystko ale jest tak cudowna, tak kusząca.. Melancholia w odpowiednich ilościach też dobra jest.
Zastanawia mnie jak bardzo denerwuję ludzi. Naprawdę, ciekawi mnie to. Biorąc pod uwagę fakt jak bardzo bywam wkurzona na kogoś odpowiedź może być dosyć interesująca. Tak samo jak opinia na temat charakteru której do tej pory jeszcze nie poznałam. Sprawa okryta kurzem. Zapomniana. Szkoda. Jestem mistrzynią w niezamierzonym zrywaniu kontaktów. I bynajmniej nie jest to powodem do dumy. Przeraża mnie ile przez to zaprzepaściłam, ile mnie ominęło. Nie lubię siebie za to. Nie tylko za to. Denerwuje mnie kiedy ktoś zachowuje się różnie w zależności od towarzystwa i sytuacji. Najbardziej w tym boli mnie świadomość, że ze mną jest tak samo. Po prostu czuję tą różnicę. I to jest najgorsze.
Słuchawki zawsze będą poplątane. Zawsze. Chyba że masz kogoś kto z chęcią je rozplącze. A pomoc ta bezinteresowną nie jest. Korzyść własna obowiązkowa. Chociażby najmniejsza. Nienawidzę być zależna od kogoś. To komplikacja genialna. Niczym pies na uwięzi. Właśnie.. Czy na prawdę tak trudno jest zrozumieć, że w pewnych kwestiach niewiele zależy od ciebie? Pełnoletność daje korzyść dotyczącą pewnych ograniczeń. Nikt cię nie zatrzyma. Ale chociażby z szacunku przekraczanie granic wolności nie powinno się przekraczać. Ta.. Aby do osiemnastki. O ile dożyję. Jak to jest, że im bardziej jestem czegoś pewna tym większe jest prawdopodobieństwo niepowodzenia?
Dobijcie mnie jeszcze datą. Świadomy cel można wykluczyć. Przypadek? Raczej. Tego się nie pamięta.





każdy z nas kogoś kocha, widać to po oczach.

sobota, 10 września 2011

XXII

To zdarzyło się wczoraj, aż trudno w to uwierzyć.  Bo właśnie wczoraj pewna część moich muzycznych marzeń się spełniła. Ta moja miłość do hip hopu. Bo dziś to więcej niż cztery elementy. Jednak najbliższym z tych czterech 'głównych' jest mi zdecydowanie rap. Do ludzi którzy to robią mam przeogromny szacunek. Robią to co kochają, wkładają w to serce, czas, pieniądze. Poświęcają często zdrowie, sen. Bo to ich życie. Tracki zapisują prawdą i szczerością. Swoją przeszłością. Niekiedy całe albumy stają się własną autobiografią, odsłaniają kurtynę prywatności. Ale to nie jest sprzedawanie siebie i swoich historii. To parszywe zjawisko zaczyna się wtedy kiedy robisz coś pod wydawcę. Piszesz o tym i w sposób taki jaki dyktują. Dopóki raper robi swoje, nie sprzedaje się.       
Może i rzadko hiphop pojawia się w mediach. Ale     kiedyś było inaczej. W telewizji było gęsto od niego. Przecież stara viva to głównie hh. Ale teraz jest go coraz więcej nawet w stacjach komercyjnych. Rap króluje już nie tylko na osiedlach ale również na listach OLIS . Nie zapominaj o podziemiu. Tam to się dzieje. Talentów masa. Najwięksi zaczynali w undergroundzie. Epki, nielegale. Oni mają to na swoich kontach. Pomimo tylu lat zajawka nadal trwa. I to jest piękne. Od lat robią to co kochają. Propsy za całokształt. Dlatego dla mnie największym wyrazem szacunku dla artysty jest kupowanie oryginalnych płyt. 30 zł, nieraz mniej, to niedużo a prywatna kolekcja ulubionych albumów cieszy bardziej niż cała dyskografia ściągnięta z internetu. Okradanie muzyka i ogłaszanie się jego fanem to nie sztuka. On daje wszystko, ty nic. Zły układ. Dlatego właśnie cholernie żałuję, że nie mam 23:55. Tłumaczenie, że to było pobieranie na próbę, początki z HiFi to żadna wymówka. Żałuję cholernie. Ale na przyszłoroczną płytę jest już miejsce na półce. Tak samo z DGE. Chciałam kupić T-shirt z ich kolekcji ale model który najbardziej przypadł mi do gustu jest niedostępny obecnie. Pozostaje czekanie. Jeśli ktokolwiek uważa, że moje podejście jest chore to ok. Ok, jeśli masz oryginalne albumy. Ale pierdol się jeśli masz komputer pełen mp3 z netu a oryginale płyty widzisz tylko w empiku. Nie poczujesz atmosfery koncertu oglądając nagranie na youtube. Tak, mówię to ja która nie ma krążka ulubionego składu ale nad ranem wróciła z ich koncertu na który bilet kosztował marne 10 zł a nadchodzącą płytę już widzę w swojej kolekcji.

W ciągu jednego dnia udało mi się zrobić trzy rzeczy. Pojechać na Hip Hop Day, być pod samą sceną, nie żałować. Teraz kiedy słucham ich kawałków przypomina mi się wersja live. Przy przeglądaniu po raz setny zdjęć i nagrań banan na całą twarz. Byłam tam, na koncercie tych których wielbię i się kurwa cieszę. Trudno by było inaczej. Gardło od darcia się już boli mniej. Dobrze jest znać wszystkie teksty. Godziny cykliczego odsłuchiwania tracków wyryły je w pamięci. Ręka dalej boli od ciągłego machania. Koncerty hiphopowe mają specyficzny klimat. Chociażby dzięki temu rytmicznemu morzu machających w górze łap. I 'pierdolony hałas'. I te emocje podczas pierwszych wersów. No i ciągłe niedowierzanie, że oto przede mną stoi boski Hades. Diox też. Kebs na gramofonach, Czarny przy mpctce. Energia tłumu. To się czuło. Przerywniki Gurala miały sens. Człowiek wie co mówi. I genialne bity od Matheo. Ale ważne jest to, że przeżywaliśmy to razem. Nie byłam tam sama. I ten widok trojga ludzi stojących na ławce, z rękami w górze, z minami zadowolenia. Pozytywny ten obrazek. Szkoda tylko, że nie byli wszyscy którym zależało. Byłoby jeszcze lepiej. No i jeszcze jedna kwestia.
Mówiąc skromnie, nie żałuję niczego.

niedziela, 28 sierpnia 2011

XXI

Środa na spontanie więc krótki wypad w stałe rejony i kolejna noc nie przespana, czyli jak pod wpływem herbaty gadać jak pod niezłej dawce alkoholu. Oj ludzie, ludzie.. Z kim ja sypiam. Ale wszystko wyjaśnione, zapomniane. Jeśli horoskop sprzed jakiegoś czasu mówi o tym co miało miejsce to zwyczajny przypadek. Zawsze. Bo 1/12 ludzkości ma się przytrafić to samo w tym samym czasie? No proszę. To tylko brednie i przejaw nastroju twórców. A to że kilka razy się sprawdziło o niczym nie świadczy. Już na pewno nie o tym że należy w to wierzyć.
Płakać tak jak oglądać dramaty najlepiej jednak jest w samotności. Efekt psychiczny jest o wiele lepszy.
Ten rok będzie dla nas jedną wielką próbą. Inna szkoła, miejsce zamieszkania. Nic tak samo jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nie boję się o to czy temu podołamy. Nie takie rzeczy się robiło, nie takie trudności pokonywało. Obawiam się bardziej bardziej czy oprócz tych kilku godzin spędzanych w szkole, dany nam będzie czas typowo wolny. Te wieczory u nas. Jak dawniej. Weekendy będą zupełnie inne. Trudne.
I tak o to 'cudem' uniknęłyśmy 'urwana rączek'. No i fałszywy alarm. "Rura". Jednak kiedy się pędzi życie ma smak. Kiedy nie masz czasu nawet na zjedzenie. Wszystko w ciągłym biegu. I nie chodzi tu o jakieś zapracowanie, szkołę czy obowiązki tylko o te przyjemniejsze kwestie. Spotkanie tu, spotkanie tam. Nie wiesz czy zdążysz. Oj Życie, Życie.. Jesteś niepoważne. Nie mniej jednak lubię cię. Fajnie, że stawiasz mi na drodze dosłownie wręcz takich ludzi. Oj Życie, Życie.. Jesteś 'rybnięte' nieco. Trzy najwspanialsze rzeczy które dajesz to właśnie ludzie, muzyka i nocne niebo. Nie rozumiejąc wyjątkowości któregoś z tych elementów nie rozumiesz mnie.  A ten koleś mnie wkurzył konkretnie. Nie wiem, nie wiek skąd w nim takie poglądy. Nie rozumiem człowieka. Biorąc nie na poważnie moje podejście do tego co napędza emocje, to co kocham, czuję się jakby nie na poważnie brana była moja osoba. I teksty o zadziwianiu irytują jeszcze bardziej. Serio. Nie rozumiesz, nie wypowiadaj się. Jest ze mną źle. Dlaczego piszę o tym jeśli już się 'wykrzyczałam'? Może dlatego, że to jest naprawdę temat dla mnie ważny. A tutaj, kompletna izolacja od reszty. Pełne zamknięcie i oczywiście zdanie perfekcyjnie wykształcone. Poważnie, nikt tak dawno mnie nie wkurzył. Pomijając oczywiście rodzinę. Serio. Kolega ma talent. Naprawdę, nie mamy o czym rozmawiać.
Możemy piec pianki. Bo mamy rączki.



poczekam aż zatęsknisz wtedy powiem ci spierdalaj.

środa, 24 sierpnia 2011

XX

Mm.. Polska. To jest to. I mimo komarów, niezbyt ciepłej pogody, burz i deszczu to jednak nasz wschodni klimat. Pieprzyć upalne dni i gorące noce kiedy nie masz z kim ich spędzać. Co z tamtych chodzących grzejników jeśli bardziej potrzebna jest lodówka. Tu ma to swoje zastosowanie.Chłodne wieczory mają swój smak. Sobotni to zdecydowanie nutella. Coś z moją pamięcią jest nie tak bo kojarzę tylko sklep, zakupy i właśnie nutellę. Niedziela.. Ach ta niedziela.. Wszystkie smaki i zapachy ogniska. No i kiełbasa w roli głównej. Majaczący zjadacze chipsów i pianek. Świnie, kapsle i komary, przy spadających gwiazdach obalane browary. Trójkąty i słuchawki, zajebali nam dwie ławki. Ale i tak daliśmy radę, bo jakżeby inaczej z takim składem.
I kto powiedział, że rodziny się nie wybiera? Wybiera. Tą swoją własną patologiczną. Był ogień. A później była noc.Ojjj ta noc.. Dywan, kiełbasa, łóżko i spadające gwiazdy do samego rana. I warunki w szopie jako zagadka dnia. I nieudane gejparty. Ci nasi chłopacy.. Na samym środku pustyni towarzyskiej ta szopa się znajduje bez nas. Pieprzyć skromność kiedy sami to przyznają. Czymże byłoby życie na tym świecie bez dziewczyn.. A bez facetów? Istny raj na ziemi. Wniosek? Bądźmy wszystkie lesbijkami. To jedyne słuszne wyjście w świecie w którym miłości już nie ma. Ogródek. Poniedziałek to zapach deszczu, burzy i tego co zniszczyły. Ciągle powtarzane pytanie "Co Ci rozjebało?". Rano smak herbaty, albertowych kanapek i zapach smażonej kiełbasy. Wtorek.. Ketchup, królewskie i zielona cebulka bez noża, I smród dziwny jakiś w miejscu świadczącym o naszej dobrej zabawie i pozostałości po niej. Środa.. Środa dopiero się zaczyna. Znowu deszcz i  błyski. Gorąca czekolada, koc, taras i odgłos spadających kropel. Ciepły powiew wiatru. Tysiące myśli. O wszystkim i o niczym. Co jeszcze dzisiaj się wydarzy, nie wiem. Niech ten wieczór nas zaskoczy. Pozytywnie.
Na chwilę obecną tyle.
I że dzisiaj po raz trzeci będziemy zaczynać rozmowę?





Wstań, zrób coś z tym, ostatni moment.
Tak kończą głupcy, Ty nie musisz. Możesz.

piątek, 19 sierpnia 2011

XIX


Wybaczcie kochani, tęskniła nie będę. Nie. Będę za wami ale nie za Francją. Muszę przyznać, że jednak tych "bąbli" jak kiedyś ktoś to nazwał, jednak brakować mi będzie. Sądząc po dniu dzisiejszym im mnie chyba trochę też.. Ale zacznie się szkoła i zapomną o tym co było. Mam nadzieję, że się tu już nie spotkamy. Zapraszam do Polski. 
Dla mnie prawdziwe wakacje zaczynają się w ten weekend. Prawdziwe znaczy spędzane tak jak być powinny, z tymi naj.  I chociażby nasz hardcore trwał tylko tydzień może być niezapomniany. Hm chociaż prawdę mówiąc kto co pamiętać będzie zależy od głowy i nastawienia. No i pohamowania. Ale jesteśmy młodzi. Nic nas nie obchodzi. No limits? Nie no może aż tak to jeszcze nie. Aczkolwiek raz się żyje.  I tak oto zrodziły się zryte pomysły. I to o Świecie, z podtekstami. Ojj grubo się zapowiada. Już nie mogę się doczekać tej soboty. Szaleństwo dopiero się zaczyna. Powrót do normalności jest bliski. Z każdą minutą zbliża się wszystko co pozytywne. Tęsknie za wami ludzie. Za tym co było i za tym co będzie. A wierzę, że będzie krótko rzecz ujmując jedwabiście. Z wami każda chwila jest wyjątkowa. Nie wiem jak inne składy u nas rodzinne układy. A no właśnie. Rodzina patologiczna ale jednak rodzina. Trochę dziwnie będzie spotkać się z niektórymi po prawie dwóch miesiącach. Cóż, bliskich czasem nie widzi się dłużej. Weekend jest nasz. 
Gdyby się dłużej zastanowić, z księżycem łączy się wiele wspomnień, zarówno tym w całej swej okazałości jak i w nowiu. Najpiękniejszy był pewnie ten ogromny, nisko wiszący, kilkadziesiąt stopni nad ziemią. Tak, ten doskonale pomarańczowy, niemalże płomienny. To musiało być przed świętami. Wydaje mi się, że to dzień kiedy tata przylatywał. Wtedy właśnie odpadła mi folia od telefonu. Taaaak. I to można by rzec, na pkp : > Ojj wtedy jeszcze przez kilka nocy czarował swą wyjątkowością. Przy blasku I i III fazy też się działo. I wcale nie mam na myśli tego co masz Ty, moja droga. Co to to nie. Zaćmienia też były.Często wszyscy wpatrywaliśmy się w niebo. Czy to siedząc, leżąc, stojąc czy już w drodze powrotnej. Zadziwiające jest, że jeśli coś się zaczynało to podczas nowiu. Znalazły by się wyjątki ale zależy dla kogo co się zaczynało. Gwiazdy za to towarzyszyły nam zawsze. Nawet pomimo największego zachmurzenia można było dostrzec ich przebijający się blask. To tak jak ze słońcem. "W takim towarzystwie , to i przy dzikiej pogodzie dla Nas będzie świeciło Słońce." Co prawda, to jednak prawda. To światło zawsze gdzieś tam czeka. 
Kocham, kocham, kocham go. No kocham normalnie. No nie mogę. Cudowny on. Za wszystko. Za podejście do życia, świetne teksty, pogląd na świat, zainteresowania. Za wspomnienia i smak. Za wszystko. Jest cudowny. Noo niee mogę. To jest geniusz. Geniusz po prostu.  
Mam wrażenie, że wszystko mnie przerasta. Z niczym nie radzę sobie. Przez chwilę wydawało mi się , że ze sceny słyszę polski głos. Normalnie słyszałam słowa. Właśnie. Wydawało mi się. Jak zwykle zresztą. Bo czy kiedykolwiek miałam stuprocentową pewność co do czegoś? Nigdy.
Zaraz, zaraz. Jak to miało być z tym rekordem? Że do której? Nie wiem, aczkolwiek tak czy inaczej pobiłam ten niepobity. Dnia 10 sierpnia. Sama. Najlepsze jest to, że nikt o nim nie wie. Czymś takim jednak nie warto się dzielić. Gdyby był dzielony od początku, inna sprawa.


 Żegnaj Valence.




Tyle razy mówiłeś o prawdzie, ani razu nie powiedziałeś prawdy.
Tyle razy brzmiałeś poważnie, nigdy jednak nie byłeś poważny.

środa, 10 sierpnia 2011

XVIII

Po lazurze francuskiej riwiery pozostała jedynie piekąca skóra, ziarna piasku we włosach delikatnie pachnących jeszcze morską wodą, słony smak ust zastąpiony słodyczą polskiej czekolady, kilka kamieni wziętych z błękitnego brzegu na pamiątkę i kilogramy myśli zmieszanych z bezkresnym widokiem morza, wysp, portów oraz plaż. Obrazek urzekający. Pomimo wysokich temperatur ciepły powiew wiatru południa nie pozwalał na odczucie tego gorąca. Zatoki wypełnione luksusowymi jachtami bądź równie urokliwymi mniejszymi łódkami doskonale komponowały się z błękitną głębią i niebem mającym w sobie odrobinę fioletu. Jakby były nieodłącznym elementem śródziemnego krajobrazu tak jak wszechobecne palmy i charakterystyczna roślinność bez której coś by nie pasowało. Drzewa liściaste rosnące przy drogach łączących miasta, pochodzące z innych stref wyglądały dosyć dziwnie przy kwitnących oleandrach i dębach korkowych. O różnego rodzaju palmach nie wspominając. Nie potrafię wyobrazić sobie centrum nadmorskiego miasta bez ich potężnych pni i liści.Tak jak bez piaszczystych i kamienistych plaż, promenad wzdłuż brzegu, wieczornych jarmarków i kawiarnianych stolików ustawionych na przy uliczkach. Te odcienie przejrzystej toni lazuru widziałam już kiedyś w czyichś oczach. Spoglądając na horyzont można dostrzec kilka barw. Nawet zieleń drzew niby obca, jednak znajoma. Może gdyby mogło mi to towarzyszyć, lśniący księżyc otoczony ciemnością nocy i czarnym aksamitem morza nie biłby z taką mocą obcością i samotnością. Pomimo ciepłego powietrza wiało chłodem. Widok wspaniały jednak przykry. Przytłaczający. Już nie wiem co roztaczało smutniejszą aurę. Srebro zawieszone ponad linią wody czy znikający za nią przygaszony ognień.
Te miejsca, tak piękne, nie mają dla mnie żadnej wartości. Najwspanialsze widoki nie mają uroku kiedy nie masz z kim ich dzielić. Kiedy nie masz z kim tego dzielić, nie zapamiętasz tego co cię otacza. Miasta jak każde inne. Nie warte wspomnień ze względu na bladą podszewkę emocjonalną. Nie masz do czego przywiązać uczucia kiedy serce masz zakotwiczone w samotności a od najbliższego brzegu dzielą cię setki kilometrów. Jednak jakiś ląd jest tuż obok. Wyspa. Pomimo domów, bezludna. Spoglądasz ponad horyzont. Bezkresny błękit. Jednak coś widzisz. Widzisz twarze i sceny. To co było i to co mogłoby być właśnie teraz. Teatr wspomnień. Aktorzy to ci najlepsi, najbliżsi. W obliczu swej bezsilności nie możesz nic zrobić więc tylko siedzisz i oglądasz odgrywane przedstawienie, po raz kolejny je przeżywając. Nie ważna data i miejsce. Liczy się fabuła.
Nawet na smak lodów czekoladowych pozostaje nie wzruszona. Chwila, co to oznacza? A oznacza to brak szczególnych sentymentów. No może jedynie wieczorne oświetlenie miasta od czasu do czasu przywoła wspomnienie nocnych wędrówek. Chociaż może i to nie. Ten system tu nie działa. Hm to w sumie dobrze.
Nawet strumień energii od Rundanacji i Dużusia w Czterech Gramach nie pomaga. Oojjj, chłopaki, czy to dlatego, że nie mam siły podnieść rąk w górę? Hm, wielce prawdopodobne. Pomimo mojej oporności i tak was kocham.
I to uczucie kiedy komercyjna tv puszcza kawałek ważny dla kogoś bliskiego tobie. Skaczesz po kanałach i nagle masz przeczucie. Wracasz kilka programów wcześniej i.. strzał w dziesiątkę. Sam początek. Po 20 godzinach od rozmowy o tymże właśnie utworze dziwnym trafem natrafiasz na niego. Jakby specjalna dedykacja, ponieważ dosłownie chwilę wcześniej temat ten przemknął ci przez głowę. Przypadki potrafią być równie piękne jak i zaskakujące. A sam track? Wspaniały.
Teraz kiedy siadam na balkonie z filiżanką aromatycznej herbaty, wpatruję się w nocne niebo, srebrzysty księżyc. Teraz kiedy siadam na balkonie z filiżanką herbaty myślę o tych wszystkich rozmowach na temat gwiazd i wszechświata. Tego punktu tu nie widać. Pamiętam jak film niespodziewanie przyniósł odpowiedź. Pamiętam też ten brak zainteresowania i rozproszenie kiedy o tym mówiłam. Nawet mój zapał nieco ostygł bo aby czerpać z tego stuprocentową radość trzeba jeszcze mieć z kim patrzeć w tamtą stronę. Towarzystwo lub jego brak jednak robi różnicę. Mówią „Nie ma miłości”, więc starczy mi dialog. Cokolwiek, cokolwiek, cokolwiek, byleby w realu. No panie Piotrze, kocham pana. Ale po paru chwilach porzucam ten temat na rzecz samotności. Noc nie jest zupełnie ciemna. Tylko granatowa, lekko szara. Chmury ładnie wyglądają w księżycowej poświacie. Już powoli się zaczyna rozjaśniać. Który to już raz kiedy nie śpię do rana.. Tyle nocy bez snu testem dla zmysłów. Zaraz zaraz. Rozjaśnia się i.. świat oszalał. Cld ma jazdę na szesnastki. Na trzech się pewnie skończy. Tak czy inaczej, lubię to. 
Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam.

Jednak najlepiej pisać pod wpływem.




Ty podajesz mi dłoń, a ja chwytam ją w ciemno
Wiedząc, że wszystko, co najlepsze jeszcze przede mną




Asfalt mi się przypomniał.xd

niedziela, 31 lipca 2011

XVII

Pytasz czy tęsknię. I to jak. Nie potrafię opisać jak bardzo brakuje mi Was wszystkich. Podczas każdej rozmowy na gg śmieję się bardziej do komputerowego ekranu niż do siebie. Najszerszy z możliwych uśmiechów kiedy dźwięk komunikatora wtóruje wyświetlającej się informacji "... przesyła wiadomość". Nieraz oczy mam gorące od łez. Chociażby ze śmiechu lub informacji o pewnych pozytywnie rozwijających się sprawach. To miło, że pamiętacie o mnie nawet pomimo dzielących nas kilometrów. Uwielbiam z każdą rozmową dowiadywać się, że jest dobrze, że jakoś się zaczyna układać.
Jaram się konkretnie tą koncepcją. Niezmiernie cieszy mnie, że padła taka propozycja. Hm to prawie zaproszenie. Chcę łapać machami. Jakże pięknie może być.. Jeśli tylko wszystko pójdzie tak jak należy, pomysł wypali i wbrew tradycji nie skończy się na ustaleniach to wyjazd ten mógłby pretendować do  tytułu najwspanialszego i najbardziej udanego. Na pewno tak będzie jeśli tylko kochani rodzice nie zapragną ingerować w plany nieletniej córki. Moja niepełnoletność i odległość mogą przekreślić wszystko ale przecież należy mi się coś. Tym bardziej, że i tak moje zdanie nigdy nie jest uwzględniane. Zgoda, i o nic więcej nie proszę. Druga taka okazja może się nie nadarzyć a samej niefajnie jest wybierać się na tego typu przedsięwzięcie. W kupie raźniej. Jeśli nie będę mogła jasne, że żal będzie. Nie wybaczę sobie tego. Bez walki poddać się nie zamierzam. Jedyne dwa miesiące które spędziłabym tak jak chcę ja. Już może i nie dwa ale te 3 dni. To mi wystarczy. O nic więcej nie proszę. Boże, spraw aby chociaż raz wszystko ułożyło się zgodnie z założeniem. Błagam tylko o to.
Lepszy kontakt tutaj nie oznacza, że tak będzie w domu. Mówiąc 'dom' mam na myśli Polskę. W końcu to ona jest moim domem, nie to mieszkanie. Nie ten kraj. Nigdy. Nigdy nie pokocham Francji. Choćby nie wiem co. I to, że po pierwszej wizycie uwielbiałam Valence nie zmienia faktu, że moje uczucia obecnie żywione do tego miasta są zupełnie inne.  I nic tego nie zmieni. Nawet Alpy nie przemawiają do mnie, o Chateau de Crussol nie wspominając. I aby chociaż Parc Jouvet w miarę dobrze mi się kojarzył nie chciałam wtedy tam iść. Ze względu na atmosferę zupełnie inną niż ta panująca wcześniej. A taka zmiana nastawienia. Bo po co być stałym. Przecież to nudne. Horyzonty się zmieniają. Nowe elementy szarej codzienność. Matka dobrze syna zna. Cóż, faktycznie propozycja padła lecz oczywiście na planach się skończyło. To już oficjalnie można nazwać tradycją. I zburzona wieża Babel nic nie da. Ale poczekaj panie, jeszcze porozmawiamy o muzyce. I racja zostanie przyznana mi. A dobry znajomy tutaj przydałby się. Na wszelki wypadek. Czas na umocnienie mostów jeszcze przyjdzie.
Zmiana blogowego szablonu nie zmieni życia. Nic nowego nie wprowadzi prócz pewnego urozmaicenia. Ale kolory mają wpływ na uczucia, na odbiór i na sposób pisania. Może weselsze barwy i wzory ułatwią sprawę i nieco bardziej pozytywne spojrzenie na to co się dzieje i dziać ewentualnie będzie. Będzie. Nie ewentualnie. Z takimi planami.. Plany planami ale spontan liczy się. Ogródek. Pewnie łatwiej wyrażać się pozytywniej kiedy wszystko się układa. Chcę przegrać tylko dlatego, że moja przegrana jest Twoją wygraną. Oczywiste, ale mi nie chodzi o fam fakt lecz o to co będzie potem. Zyskuje Twoje szczęście. Ten aspekt jest dosyć szeroki. I najważniejszy. Bo moje zadowolenie zaczyna się wraz z Waszą radością.
Obietnic mój drogi z reguły się dotrzymuje, czyż nie?





Zawsze w roli druhny, panny młodej nigdy.

środa, 27 lipca 2011

XVI

Hahah. Pierdole to. Nie warto zawracać sobie głowy znajomością z kimś z kim nawet nie ma się o czym porozmawiać.  A szukanie na siłę tematów nie zawsze owocuje naturalną rozmową. Wszystko nas różni. Nawet muzyka dzieli. To mi wystarcza aby mieć powód dla postawienia krzyża na tej znajomości. Nie mam zamiaru starać się zachować coś skazanego na porażkę. Bez przyszłości. Ja głupia naiwna wierzyłam, że coś jednak może. Ciekawe skąd taki pomysł. Brat, taka natura. Czego mam się spodziewać podczas kolejnego spotkania? Obojętności? Litości? A może słodkich uśmiechów i głębokich spojrzeń? Już zdążyłam przyzwyczaić się do drugoplanowych epizodów. Wolę chyba spędzać samotne wieczory z dobrą książką niż rozmowy o niczym przerywane ciszą. Przywykłam do faktu, że nigdy się nie układa. Co mówić z kimś. Dwie inne galaktyki. Kilka wspólnych problemów nie zbuduje międzygwiezdnego mostu. 
Tylko na to liczyłam. Tego potrzebowałam jak niczego. Rozmowy. Szczerej. Tej otwartości mi brakowało. I kiedy byłam pewna, że coś spieprzyłam przez co kontaktu nie było okazuje się, że wina nie leży po żadnej stronie. Odnalezienie właściwej drogi było najlepszym prezentem. Powrót do normalności. Chociaż w jednej kwestii. Ufam. Nadal tak samo pomimo wszystko. Od zawsze, na zawsze. Nie potrafię opisać ogarniającej mnie radości na myśl, że komuś układa się tak jak należy. I to nie byle komu. Osobie ważnej dla mnie. Na tej przyjaźni zależy mi niezwykle. Od niepamiętnych czasów. Staram się pielęgnować tą znajomości jak tylko mogę. Za dużo zawdzięczam by móc wybaczyć sobie jakieś zaniedbania. Na niektórych po prostu nie można się gniewać. Kwestię o którą jeszcze kilka miesięcy temu byłam gotowa się kłócić przedstawiając wszystkie jej negatywne strony teraz traktuję jako coś zupełnie normalnego. Za to już nawet nie potrafię być zła. Nie ma o co. Fakt że moje podejście do pewnych spraw się zmieniło ale nie umiem być wyprowadzona z równowagi przez własne plany. Uwielbiam to uczucie bezgranicznego zaufania działającego w obie strony. Tak, mam pewność co do tego. Schlebia mi zapewnienie, że o pewnych sprawach wiem tylko ja. To swego rodzaju wyróżnienie. Spośród tłumu znajomych, kilku naprawdę dobrych, właśnie ja. I wzajemny szacunek. Odkąd pamiętam. Wsparcie, wiara, nadzieja. I pewność, że zawsze można liczyć na siebie. Niezależnie od sytuacji. To pomaga. Wiesz, że gdyby coś, masz z kim pogadać. Ktoś kto zawsze wysłucha, pozwoli inaczej spojrzeć na wszystko. I sprawi, że smutek odejdzie błyskawicznie.
Tak, tak chciał Bóg. Wystarczającym dowodem na to jest wpływ organizacji religijnych na rozwój dalszych wydarzeń. To wszystko umacnia wiarę, że to nie kwestia przypadku. I nie przeznaczenie, bo w przeznaczenie nie wierzę ale wola Tego-z-Góry. Dla mnie to nie jest to samo. Widzę pewną różnicę. I to że ten wątek potoczył się tak jak się potoczył nie znaczy, że zapomniałam o poprzednim. To nie jest tak że nie myślę, nie wspominam, nie tęsknię. Nie. Jasne, że nie. Każde spotkanie zapewnia trochę normalności, innego rodzaju szaleństwa. Tej odrębności czasem mi brakuje. 'W kupie siła.' Pamiętam cały czas. O wszystkim.
Wiesz co kocham tutaj najbardziej? Polskie akcenty. Widząc wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej we francuskiej, pięknej zresztą świątyni miałam łzy w oczach. Trudno było odejść od tej odrobiny polskości na obcej ziemi. Nawet wizyta w sklepie czy restauracji prowadzonej przez rodaków, miejscu gdzie wszystko jest sprowadzane z kraju sprawia radość. Namiastka tego co kocham najbardziej. Ona jedna najpiękniejsza, najcudowniejsza, najukochańsza. Moja idealna. Jedyna. Nie ma dla mnie innych miejsc i innej po za Nią. 
Wiesz dlaczego cenię bladą skórę? Krew na niej wygląda pięknie.





Ona nie urodziła mnie, lecz kocham Ją jak matkę,
nieraz mnie odrzuciła, ale będę z Nią na zawsze
to miłość przed którą wielu ostrzegało
jeśli stracisz dla Niej głowę, to położysz ją za Nią.


czwartek, 14 lipca 2011

XV

Nie planować. Niczego nie oczekiwać. Nie planowałam. Byłam pewna. Wszystko na to wskazywało. Bo zależało. Tak, zależało. Tak mi się wydaje. Wszystko na to wskazywało. Co zrobiłam źle? To czego nie zrobiłam. Nauczka na przyszłość. Jaką przyszłość.. Pierwszy i ostatni raz. W takie rzeczy nie wierzę. I pomimo ogromnych tłumów czułam samotność. Rozmowy były tylko nic nie znaczącym tłem niegodnym uwagi. I głównie ta pustka nie pozwalała w pełni podziwiać półgodzinnego spektaklu sztucznych ogni. Innym taki widok sprawiał radość. Zadziwiający teatr kolorowych aktorów. Robiło wrażenie. Ale nie na mnie. Kilkakrotny uśmiech nie świadczy o całkowitym zadowoleniu. Pustka. Obcy ludzie. Wiem czego mi brakowało. A raczej kogo. Tak, dobry tok myślenia. Mówiłam, że jakoś przestało mi zależeć ale znowu zaczyna. Na tej znajomości. Znajomości. Nic więcej. Jedyna osoba która teraz może wyrwać mnie z rąk śmierci spowodowanej brakiem rozrywek innych niż te najpopularniejsze, ogólnodostępne. Jedyna osoba, która może pomóc mi się odnaleźć kiedy będzie już za późno. Jedyna osoba mogąca pomóc mi pokochać na nowo znienawidzone miasto, kraj, język. Spotkanie. Jedno spotkanie. Chodzi mi o to jedno, jakby nie patrzeć już umówione, bo wiem, że na tym jednym się nie skończy. Nie chciałabym tego. I nie ma czego zazdrościć. Roli w dramacie? Bo nie filmie romantycznym. Na pewno nie filmie i na pewno nie romantycznym. I to wcale nie jest słodkie. To nie szczyt marzeń. Aczkolwiek urocze to wzniesienie. Na chwilę obecną jeszcze nie góra.
I niby z jednej strony chcę ale z drugiej włącza się jakaś blokada uruchamiana wraz z dzwonkiem domofonu. Takie dziwne uczucie. Ale nie ma motywacji. To do mnie należy kolejny krok ale ciągle widzę ogromny znak stopu. Dobra, nie ciągle. Często. Największy w chwili osiągnięcia Mount Everestu szoku. Teraz ciągnie się to dalej. A ja niczym ta księżniczka uwięziona w kamiennej wieży siedzę i czekam. Czekam na co? Na księcia? To sobie poczekam. Ale byłoby to nie konieczne jeśli w odpowiednim momencie włączyłoby się przypadkiem przewidywanie przyszłości. Nie zmienia jednak to faktu, że księciu jest. W pobliżu. Jest dobrze. Jest dobrze. Jest dobrze. Kończę oczekiwanie. Pieprzona sobota. Sytuację stawiamy jasno. Żadnych wymijających odpowiedzi. Do niczego dobrego nie prowadzą. Nie prowadzą do niczego.
Tak, kurwa. W duszy mi płacze. Już nawet nie płacze tylko wyje. Sama nie wiem dlaczego. Wszystko mnie denerwuje. Wszystko. Głupie pytania czy nie jestem głodna, poranne krzyki dzieci z góry, słońce, telewizja. Ludzie. Wszystko. Wszystko. I płakać mi się chce. Cholernie. Psychika siada. Klnę nawet więcej. Cholernie dużo. Straciłam wiarę. Nie wierzę już w nic. Myśl, że jeszcze się zobaczymy stopiła się jak śnieg. Nic na to nie wskazuje, tak jak nie wskazuje żeby miało się coś poprawić. Że jeszcze będzie dobrze. Normalnie. Nie chcę takiego życia. Znienawidziłam to miasto. A była to miłość od pierwszego wejrzenia. Jak widać na załączonym obrazku miłość nie istnieje. I może moje nastawienie zmieniłoby się wraz ze spacerami. Ale nie tymi samotnymi podczas których towarzyszy mi wrażenie, że coś jest nie tak a ludzie dziwnie się patrzą. To nie to. Czegoś brakuje. Kogoś? Nie. To nawet nie była obietnica. Deklaracja. Ale to że nie jest tak jak być miało jest moją winą. Tłumaczenie, że gdyby zależało nie wiele zmienia bo chociaż jest w tym prawda jednak to ja przez swoje durne myślenie zaprzepaściłam wszystko. Dlaczego? Bo właśnie tak uważałam. Byłam pewna, że obejdzie się bez telefonów. To nie odległość nie do przebycia. Weekend. Jak nie, wszystko stawiam na jedną kartę.






..jak mamy tu przeżyć to przeżyjmy wspólnie.
Razem tu zdecydowanie więcej zdziałamy.

niedziela, 10 lipca 2011

XIV

Stało się. Hotelowy pokój. Jedno ulubione miejsce. Dwumetrowe okno. Fotel bądź parapet. Filiżanka aromatycznej herbaty. Widok na frontową część Schiphol Plaza i lotnisko. Ogromny wielopoziomowy parking. Nieco w prawo dwupasmówka i pasy startowe. Co 20 min tą samą trasę pokonuje hiltonowski bus. Czarno na białym.  Setki myśli. Samo wspomnienie co mogłabym robić tam powoduje smutek. A tak bardzo nie chciałam wyjeżdżać.. Jedyne miejsce w którym czuję się najlepiej na dzień dzisiejszy stanowi przestrzeń przy oknie. Ptaki mają większą swobodę niż ja, Są zupełnie niezależne. Leca tam gdzie poniosą je skrzydła. Żadnych przymusów. Wolna wola. Wolny wybór
Drugi dzień tutaj a mam już wszystkiego dosyć. Tego gorąca mimo otwartych wszystkich możliwych okien. A to dopiero początek. Ogólną ulgę i chwile ukojenia przynosi czas spędzany na balkonie. Kiedy wstaję jest za gorąco by być tam dłużej niż pół minuty lecz wieczorem.. Wieczorem jest chłodniej. Ciepło nadal jest uciążliwe ale pozwala odpocząć chociaż trochę po całym dniu. Bezchmurne niebo sprzyja relaksowi kiedy wszyscy już śpią a ostatnia rozmowa na skype lub gg została zakończona. Lubię ten widok parkowych drzew i pobliskich bloków. Do tego miliardy gwiazd i księżyc. Chociaż reflektor wysyłając jasny snop światła w górę nieco rozprasza tą harmonię lecz nie pozbawia tego obrazka uroku.
Mówisz przylepa. Przylepa, jak sama nazwa wskazuje powinna się lepić, kleić bądź przylegać. No właśnie. Takiego zjawiska nie obserwujemy. Ale to dobrze. Dziękuję bardzo za tego typu sprawy. Nie wiem skąd w ogóle taka teoria. Nie ma do czego wracać. Nie ma czego zaczynać. Nie ma co kończyć. Nie ma o co walczyć. Nie ma na co liczyć. Nie oczekuję niczego jednak stawiam krzyż na tej sprawie. Nic nie było. Nic nie ma. Niczego nie będzie. Zbyt wiele się zmieniło. Czy chciałabym? Chciałabym żeby ułożyło się wszystko u Was. Żeby w końcu było dobrze, tak jak należy. Reszta jest nie ważna. Wasze szczęście. Za resztę podziękuję.
Lubię tych facetów. Od pierwszych chwil przyzwyczaiłam się do nich. Bez żadnych więzów krwi czuję jakbyśmy byli rodziną. Są mi dziwnie bliscy. Coś więcej niż sąsiedzka atmosfera. Kocham ich i resztę ekipy. Aż trudno uwierzyć, że zdążyłam przywiązać się do nich w tak krótkim czasie. Dosłownie minuty. Po dzisiejszym wieczorze mogę powiedzieć, że jednak nie będę żałowała tego wyjazdu. Może ze względu na ich naturę. Szaloną. Imprezową. W najbliższy czwartek Święto Zdobycia Bastylii, czyli znowu pół nocy na mieście. Sobota impreza u nas. Niedziela pewnie też i jezioro. I tak co tydzień. Nie licząc innych wyjść, wyjazdów i spotkań w dni powszednie. Jednak może być fajnie. Bogu dzięki, że oni tu są. Tak całe godziny byłyby wypełnione nudą. Prywatny przewodnik.. Brzmi interesująco. Nie wiem co jest śmiesznego w chodzeniu ulicami o godzinie 23 w poszukiwaniu lodów, ustawianiu stolików w długim rzędzie i wędrowaniu przez bezsenne nocne Valence. Wraz z 13 osobami. Naprawdę nie wiem co jest w tym zabawnego ale ten widok miał w sobie coś wesołego. Lepsze śmiechy tylko w Polsce. Ten wieczór zaliczam do udanych. Bardzo udanych. Jestem jak najbardziej za takimi wyjściami. Nawet jeśli w jednej kwestii mamy czas do końca miesiąca to popołudnia i wieczory są nasze. Do tego czasu nudzić się nie powinnam. I nawet jeśli nic by z tego większego nie wyszło mam nadzieję, że nie będzie żalu. Wyjadę i koniec. Ale tak być nie powinno. Nie chcę żałować. Chcę aby łzy na lotnisku okazały się zupełnie zbędne. Jasne, że tęsknie. Nic mi nie zastąpi Was. Pamiętacie o mnie tak jak pamiętam o Was.




Weź mnie za rękę i zaprowadź na krawędź
I stój tam ze mną, aż się zmęczę i spadnę.

poniedziałek, 4 lipca 2011

XIII

Nie chodzi mi już o sam fakt. Tylko o te cholerne zasady. O te pieprzone zasady nakazujące dotrzymanie słowa a nie rzucanie ich na wiatr. Tylko i wyłącznie o to. Reszta jest nieważna. Zakłamana. Widocznie pewne reguły nie dotyczą wszystkich. Jeśli to jest normalne to ze mną jest coś nie tak. Może źle odbieram wszystko. Może to ze mną jest coś nie tak. Nie wiem o co chodzi, ja tu tylko sprzątam.
Szczerość to nie wymyślanie i koloryzowanie przymiotów. Samo to czyni wszystko niewiarygodnym pozbawiając sensu całą historię. Do dziś się sprawdza w trudnych sytuacjach, że lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwa. A no właśnie. Prawda. Bez okręcania w bawełnę. Jasna sytuacja. Bez niedomówień. Czy to tak wiele? Kłamstw i tak już jest niemało więc w imię czego to wszystko? Mówią, że cel uświęca środki. Nie zawsze. Nie tutaj.
Rozmowa. Niby nic jednak takiej mi brakowało. Dawno nie było takiej. O wszystkim i o niczym. Szczerość. Zaufanie. Jak z najlepszą kumpelą. Na każdy temat. Kiedyś.. codzienność. Dzisiaj, rzadkość. Gatunek na wymarciu. Pod ochroną. Dlatego jej intensywności nie zażywam  tak często jakbym chciała. A szkoda. Brakowało mi tej osoby którą znałam. Przed tym wszystkim. Kiedy było jeszcze wyśmienicie. Kiedy to było normalne. Tęskno mi do tego. Do tego co zaprzepaściłam. Przyjaźń? Możliwe. Na pewno fantastyczne relacje. Teraz ta namiastka przeszłości daje radość ale głównie powody do pewnych przemyśleń. Może jeszcze nie wszystko stracone. Może jest jeszcze jakaś szansa, nadzieja. Może kiedy jeden rozdział zostanie zamknięty, inny ktoś otworzy ponownie, w miejscu w którym został przerwany. Może pewnie znaki na niebie i ziemi wskazują na to. Może tak mi się tylko wydaje. Może tylko jak tak to odbieram. Za dużo 'może'. Dlaczego nic nie jest jasne? Dlaczego nie ma ani jednej klarownej kwestii której da się zaufać? Tylko same niepewności. Kłamstwa i niedopowiedzenia. Żadnej jasności. Zero prawdy. Mało słów wypowiedzianych wprost. Nawet spojrzenia mają w sobie coś niepozwalającego określić intencji. Chociaż ten specyficzny sposób i uśmiech umożliwiają to. Co z tego jeśli źle odbieram wszystko. Interpretacja nie pasuje do sytuacji. Ale są takie momenty kiedy wątpię w fakty które da się zakwalifikować do kategorii zaprzeczających istnieniu tej możliwości pojawiającej się wraz ze wzrokiem. Specyficzny. Tak samo jak uśmiech. I wtedy zastanawia mnie czy myśli pasują do tego. Czy też mają taką barwę, odcień i intensywność. Czy są tutaj, czy może zupełnie gdzieś indziej. Daleko. Co jeśli są tu? Co jeśli w miejscu prawdopodobnym, tam gdzie być powinny? To tam powinny być uwiązanie a nie wędrować gdzieś indziej. Być tu. Tak jak serce nakazuje. Chyba że właśnie ono nie pozwala tam być. Ciekawa ewentualność. Nieprawdziwa. Błękitna.
Jeden uśmiech ponad wszystko do życia zachęca ale już nie tak. Nie czuję tego. Ale jest fajnie. Nie czuję tego. Przecież o to chodziło. Nie czuję tego. Jest fajnie. Nie czuję tego.
I to dziwne uczucie kiedy czytam stare rozmowy.. Miałam odnaleźć tylko jeden tytuł a wróciłam do wszystkiego. Uśmiech na pół twarzy. Jeju jak dawno to było.. Zadziwiające jak zwykła rozmowa, o niczym szczególnym potrafi poprawić humor. Jej odtworzenie również. Tak było zawsze. I choć czasami  byłam chyba głównie zasmucona informacją o sposobie spędzania wieczoru to nie potrafiłam się długo gniewać. Nie na kogoś takiego. Teraz nie miałabym pretensji nawet o to. Byle tekst wywołuje śmiech.. Bo kto najlepiej odciągał mnie od czarnych myśli? Tytuł najlepszego pocieszacza w historii został przyznany. Zasłużony jak najbardziej. Jest ktoś kto wierzy. Ktoś kogo "poproszę uśmieszek" rzeczywiście go powoduje a 'kolorowych snów' naprawdę je ubarwia. Wtedy noc jest jakaś spokojniejsza, piękniejsza. Była.
Kiedy nie wybiegam daleko w przyszłość, przekonałam się co do wyjazdu. Na krótką metę. Perspektywa spędzenia całych wakacji z dala od tego co mi bliskie nie pomaga. Wniosek? Jest tylko dzisiaj. I jutro. Reszta się nie liczy.







Czy to ja nic nie rozumiem, czy oni zwariowali?

wtorek, 21 czerwca 2011

XII

Te wakacje miały nam pomóc. Okazuje się, że tylko zaszkodzą i podzielą. Nie chcę ich. Nie wniosą nic dobrego. Wolałabym chodzić do szkoły niż.. Nie chcę tego. Nie wiem jak to zrobię ale muszę. Tak nie może być. Nie takie były plany. Mieliśmy być razem. Wszyscy. Miałyśmy być razem. Odległości liczone w dziesiątkach, setkach metrów. Nie kilometrów. Całe wakacje zmarnowane. Nie widzi mi się bezczynne obijanie się z dala od wszystkiego kiedy mogłam być tu. Mogłam ale oczywiście zawsze ktoś ma jakieś sprzeciwy. "Nie zostaniesz sama." Nie byłabym sama. Co to to nie. Miało być inaczej. Miało być tak pięknie, tak normalnie, zwyczajnie.. Ale nie, bo ktoś zawsze musi zepsuć plany, zatruć już u korzenia.  Co to za wakacje kiedy nie przynoszą ukojenia? Kiedy ograniczają wszystko, nie dają spokoju ani upragnionego odpoczynku?
Żałuję. Żałuję cholernie. Może nie całego ogółu ale tego na co niejako wyraziłam zgodę. Po co mi to było? Nie wiem. Dlaczego? Nie wiem. Ot tak po prostu, może teraz będzie inaczej. Może jednak. A co tam, raz się żyje. I później się żałuje. Gdyby nie to wszyscy byli by zadowoleni, problemów też by nie było.
Wyszło jak wszyło. Nie rozumiem tego wszystkiego. Nie ogarniam tych sytuacji. Nie pojmuję, po prostu nie pojmuję. To bez sensu. To nie ma chociaż najmniejszego sensu. To jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. I po co? Po co było to wszystko? W imię czego? W imię czego pytam? Jaki cel był w tym zawarty? Jakie korzyści? Czy to w ogóle miało cel..? Czy to było zamierzone, zaplanowane? Pełen spontan? Bo 'tak jakoś wyszło'?  Dla zabawy, rozrywki?  Nie rozumiem tego.
Coraz bardziej przekonuję się do wyjazdu. Może tak będzie lepiej. Może tu się wszystko ułoży, ja przemyślę całą sprawę, wrócę i w nowym świetle zobaczę to co zostało. Może to coś da. Po prostu nie mam siły trwać w tym. Obecna sytuacja mnie przerasta. Za dużo kłamstw i niedomówień. Gubię się w tym. Jak odróżnić prawdę od mistrzowskiego blefu? Mam tego dosyć. Długo nie wytrzymam. Potrzebne są jakieś wyjaśnienia, sprostowania lub po prostu prawda. Prawda. Czy to tak wiele? A co z rozmową? Taką szczerą jak niegdyś?
Czy będę żałowała końca? Wątpię. Odcięcie się może i jest pójściem na łatwiznę ale nie ja pierwsza to zaproponowałam.
Tym razem koniec. Cięcie ostateczne. Teraz inicjatywa wyszła od drugiej strony. A to niespodzianka. Bo któż by się spodziewał? Ale mam tego dosyć. Serdecznie dosyć. Żadnej jasności. Same pozory i niedomówienia. Nie ma sensu ciągnąć to wszystko nie znając intencji, nie wiedząc czego można się spodziewać. Po prostu nie ma sensu. I tak prędzej czy później tak by się stało. Lepiej wcześniej. Naprawdę. Większego bigosu nie potrzebuję. Dziękuję serdecznie za obecny. 
Nowe przekonanie- zaćmienia zwiastują diametralne zmiany. Negatywne, kiedy nie udaje się z różnych względów obserwacja tego zjawiska.  I pomimo, że po zaćmieniu noc jest spokojna nie znaczy, że będzie dobrze. Wręcz przeciwnie. Jest tragicznie. Musisz wybierać. Czas się zdecydować. Albo rybki, albo akwarium. I nie wmawiaj mi, że będzie dobrze bo doskonale wiesz, że nie będzie. Nie wmawiaj mi, że będzie dobrze póki w to nie uwierzysz. Nie dawaj złudnych nadziei kiedy masz pewność, że fundamenty są skażone a sama wiara nie ma najmniejszego sensu.






Just because everything's changing
doesn't mean it's never been this way before.

piątek, 3 czerwca 2011

XI

Zadziwia mnie jak bardzo olewam tą sprawę. Jestem z siebie dumna. Kompletnie mnie nie obchodzi co się dzieje. Całkowite wyjebane na to. Lubię to uczucie. Niby obustronna ignorancja, z mojej strony stuprocentowa, z drugiej nie wiem ale jak coś trzeba, wraca pamięć o małej, głupiej Cld, która przez swoją naiwność zawsze pomagała. Kiedyś to przynosiło ogromną radość. Niemożliwość zadawała ból ale teraz to się zmieniło wraz z moimi relacjami na linii ja-ktoś. Może i wdzięczność była prawdziwa. Teraz jest złudna. Już mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam wracać do tego. Było fajnie, ok ale się spieprzyło. Ile to już? Pół roku? Więcej? Nieważne. Dobrze jest jak jest.
Te wakacje miały być inne. Okazało się, że jednak nie będą takie jak było to przewidywane. Zmiany po całości. Trudno. Do niczego zmusić się nie da. Mam wiarę. Mam wiarę w to, że pomimo wszystko i tak te dwa miesiące będą udane. Tyle pomysłów, koncepcji, sposobów.. Musi się udać. Bo jak się ma z kim spędzać czas, wszystko dzieje się szybciej, efektowniej, przychodzi łatwiej, trudniej zapomnieć. Bardziej emocjonalnie . Jeśli masz z kim spędzać czas, nabierasz masę sentymentów. Do wszystkiego. Miejsc, przedmiotów, sytuacji, pogody, smaków, zapachów, tekstur, kolorów. Ludzi. Znasz to uczucie kiedy chropowata powierzchnia drzewa przypomina Ci o czymś? Kiedy zapach ciepłego wieczornego deszczu przywołuje wspomnienia? Słyszysz jakieś słowo i w głowie odtwarzają się najlepsze sceny z nim związane? Wszystko wydaje się być inne. Lepsze.
Brakowało mi takiego spotkania. Brakowało mi takiej rozmowy, tego widoku.. Uśmiechu.. Brakowało mi cholernie. Ale.. ale to nie jest już to samo. Coś się zmieniło. Sądziłam, że coś takiego nie może tak po prostu się skończyć. Czas zaciera relacje osłabiając jednocześnie więzy. Nawet zniknęło pełne zaufanie, chociaż ja ufam nadal. Bezgranicznie. Mam wrażenie, że ta przyjaźń wyblakła. Żałuję, że tak się stało. To nie jest dobre. Nie wiem czy mogę zrobić coś żeby było jak dawniej. Potrzebny jest stały kontakt a uczucie, że na tych relacjach zależy tylko jednej stronie nie pomaga. Przeraża mnie to wszystko. Zbyt dawno nie rozmawialiśmy. To karygodne. Ale to moja wina.
I znowu się wszystko sypie. Który to już raz? Który to już 'definitywny' koniec? Kolejny. Następny. Ale czy będzie jak zawsze? Czy znowu wszystko wróci do normy? Zawsze wracało. W większym lub mniejszym stopniu ale wracało i jakoś to było. Dawaliśmy radę.  Udawało nam się jakoś pogodzić to wszystko. Teraz sprawa trochę inna. Inna kategoria. Inna waga powagi. Ale jest tak samo. Jak za każdym razem. Ograniczenie. Ta. Chyba w drugą stronę. Jak na załączonym obrazku. Co i jak dalej nie rozumiem. Po prostu tego nie wiem. Coś chyba umknęło. Jakiś kluczowy moment, element który wpłynął na to. To wszystko co jest nie pasuje do tego co było. Sorry Winnetou ale nie pojmuję tego wszystkiego. Bigos. Bigos kompletny.
Księżyc chyba zmienił orbitę. Kosmiczna eksplozja wyrzuciła planetę poza ten układ. Słońce zgasło. Powstała supernowa. Ona zgaśnie. Zblednie. Będzie niewidoczna. Już niedługo. Mgławice też nie są trwałe. Ale te eksplozje wprowadzają wielkie zmiany we wszechświecie. Skład chemiczny już zmieniony. Nowe pierwiastki, związki i reakcje też. Nowe nie znaczy lepsze.
To będzie ciężki rok. Wrzesień tragiczny. Z czasem może będzie odrobinę łatwiej ale boję się że sobie nie poradzę. Po prostu nie dam rady. Jestem zbyt słaba. Zero warunków sprzyjających. Nie dam rady. Załamania nerwowe  i depresje gwarantowane. Obawiam się najgorszego. Boję się, że będzie tak jak nie powinno. Boję się że to droga do powolnego końca. Ale tak nie może się stać. Nie może. Choćbym miała zrobić wszystko co będzie trzeba, nie może. Nie może.





Tutaj gdzie jestem mam swoje szczęście
Swoich ludzi i pomocne ręce i nie chce nic więcej
Swoje problemy i życie, którym żyjemy
Ponad wszystko

niedziela, 29 maja 2011

X

Miłości nie ma dziś. Nie ma tej prawdziwej. Jest tylko 'miłość' i przywiązanie. Jedna i druga skutecznie mnie omija ale to chyba dobrze. Nie wyobrażam sobie takiego spotkania. Nie wyobrażam jak ktoś obcy mógłby mnie pokochać. Po prostu tego nie widzę. To niemożliwe.  Nikła uroda, przeciętny wygląd, odrażający uśmiech, szczególnej inteligencji nie odnotowano. Z czym do ludzi. A jednak wychodzę z tym czego nie mam. Krytyka i brak pozytywnych opinii jakoś specjalnie mnie nie obchodzi. Po prostu przekonanie, że miłości dla mnie nie ma wrosło głęboko w moją podświadomość. Jest rodzina, są przyjaciele. Jasne. Oni są zawsze.
Wykład o narkotykach był. Wiemy wszystko na temat wciągania. Nie w nos. Fajnie. Można działać. Równie dobrze mleko może zastąpić czymś mocniejszego. A może zielona? 'Soczek'? Kompletna dowolność. Głowa podobno nie boli a więc niczego nam nie dosypali. Wiedza bez białego doświadczenia. Ci ludzie mnie zadziwiają. Ostatnio coraz bardziej. Czyżby ktoś uległ jakimś wpływom? Taka samoistna zmiana? Moje argumenty kiedyś nie przemawiały. Kompletny brak skutków.  A gdyby tak mieć na kogoś wpływ.. Ciekawe, jak to jest żyć ze świadomością, że jest ktoś, kto przed podjęciem jakiejś decyzji lub nawet w życiu codziennym uwzględnia twoje zdanie.. Wiem kogo pytać.
Czas wielkich zmian i podejmowania niezwykle ważnych decyzji odkładam na później. Perspektywa pozostania kusi. Choćby ze względów uwielbienia stylów. Klimat wydaje się być niezwykłym. W moich wspomnieniach takim jest. Jest tam jakaś magia powodująca, że przy przeglądaniu zdjęć miejsc w których jeszcze nie byłam wypływają ze mnie emocje jak gdyby z tymi kamienicami wiązały się setki wspomnień. Może to przez architekturę. Zachwycającą. Chciałabym. Chciałabym ale nie można po prostu porzucić wszystkiego, zostawić znajomych i ruszyć w nieznane. Po części znane ale jednak nie jest znane do końca. Niby obce miejsce ale dziwnie mi bliskie. Podobieństwo. Uderzające. I sentyment. Kocham to. I właśnie dlatego jestem za. Nawet samotne wędrówki były by efektowniejsze. Urokliwe. Nastrojowe oświetlenie wąskich uliczek wieczoru. Piękny obrazek. Ale nie potrafiłabym zostawić tego co mam teraz. Nie jest idealnie ale nie ma co narzekać. Tak po prostu zrezygnować z tych wyjść, powrotów, spotkań, rozmów.. Z Was. Kontakt by był, jasna sprawa ale to nie to samo. Spotkania żałośnie częste. Wakacje, ale to nie pewne. Święta tak samo. Nie wyobrażam sobie tego. Sama decyzja i działanie dużo ode mnie by wymagały. Szmat czasu poświęcany na naukę. A psychika? Ile byłoby nieprzespanych nocy pełnych tęsknoty i powracających wspomnień. Nie potrzebuję zdjęć żeby pamiętać. Te najlepsze są zakodowane wewnątrz. Bez możliwości usunięcia.  Jeśli się zdecyduję, czeka mnie wiele pracy. Nauka wszystkiego od początku jest jednym z najważniejszych elementów. O reszcie wolę na razie nie myśleć. Mam jeszcze czas ale myślę, że ostateczną decyzję podejmę nie w najbliższym czasie, ale za cztery lata. Tak będzie lepiej. Trochę łatwiej. Teraz byłby to skok na głęboką wodę. Przez ten czas może pewne sprawy się wyjaśnią, coś się zmieni, coś się spieprzy. Może będę żałowała mniej lub bardziej. Może coś mnie zatrzyma.
Tą sprawę odkładam do szuflady. Nie na czarny koniec ale tylko na dno. Żeby łatwiej, szybciej było do tego wrócić. Kiedyś trzeba. Ale to dobrze, że wyszło jak wyszło.
5 spraw równolegle.. I to dosyć istotnych w ostatnim czasie. Ledwo zdążyłam przywyknąć i już trzeba odzwyczajać się? Jednak nie. Jakoś jest. Dajemy radę. Też jest dobrze. Inaczej ale dobrze.






Jeden zwykły dzień może zmienić życie
Jeden zwykły dzień może zmienić świat
Jeden zwykły dzień może dać Ci siłę

sobota, 30 kwietnia 2011

IX

Zawsze kiedy wychodzimy gdzieś lub nawet przechodzimy do innego pokoju, pada to samo pytanie i za każdym razem moja ta sama przecząca odpowiedź. Nigdy nie możemy porozmawiać nie tylko o tym ale o wszystkim. Dlaczego? Takiego ogona nie możemy się pozbyć. A tyle chciałabym powiedzieć.. Mojej opowieści nie mogę zacząć z kimś takim siedzącym obok. Za duże ryzyko. Nie mam tak komfortowej sytuacji w której pewnością jest brak jakichkolwiek konsekwencji. Być może dopiero za kilka lat-jakie kilka, już niedługo - przeniesiemy się do wolnego pomieszczenia, tylko my, usiądziemy  z winem i porozmawiamy o wszystkim. Jak nasze matki kiedy się widzą co ostatnio jest rzadkością z wiadomych względów. Dobrze, że my możemy spotykać się. Dwa razy w roku, cóż..  Lepszy rydz niż nic.
Często zastanawiam się co by było gdybym została. Gdybyśmy zostali tam. Jaka bym była. Jak różna od tej którą jestem. Być może uległabym temu czemu ulegli ci których o to nie posądzałam. Ci do których to nie pasuje, po których nie można było się spodziewać. Cichociemni ze szlugiem. Tak, to jest wszędzie ale w niektórych miejscach uderza to bardziej. W tych ważnych i ważniejszych. Ci ludzie, ważni i ważniejsi. Różni i różniejsi. Może i charaktery nie uległy drastycznym zmianom ale nawyki tak. Towarzystwo zmienia ludzi. Walczyłam z tym bo nie rozumiałam tych znajomości. Nie rozumiałam bo nie znałam ich takich. Takich o jakich opowiadał mi ktoś. Ktoś komu ufałam. Kogo nienawidziłam w tamtym momencie. Nie rozumiałam tego. Teraz nigdy bym tak o nich nawet nie pomyślała. Uprzedzenia nie są dobre. Nie wszyscy są źli. Nigdy więcej wydawania opinii bez uprzedniego poznania. Nie mam zamiaru znowu się na tym przejechać. Kolejny raz.  Zastanawia mnie czy wszystkie domówki, ogniska, picia w plenerze itp. dotyczyłyby mnie i w tak dużym stopniu miały wpływ na wszystko łącznie z nauką. Ciągłe melanże, niemal codzienny kac i siedzenie z papierosem w ustach? Nie dziękuję, ale... Może każde wyjście z domu wiązałoby się z zapaleniem, każdy późny powrót do domu, po mniej lub bardziej ostrym picu, z nadzieją nie spotkania coraz częściej kursującej policji. Może. Na chwilę obecną tak nie jest. Na jak długo, okaże się.
Tak. Tak zrobimy. Nie dzisiaj. Może jutro. Może za tydzień, miesiąc, rok. I też bez powodu. Tak po prostuj Odejdziemy, ale z nimi. Chociaż nie zam tych zamiarów, to jeśli robimy coś, to razem. Nie ważne gdzie, ważne z kim. Dobrze by było zniknąć na pewien czas. Odciąć się od tego wszystkiego. Żyć obecną chwilą, nie martwić się o jutro a jedynym powrotem do przeszłości jest przypomnienie o miejscu w którym ostatnio  zostawiony był telefon. Przytulny drewniany dom w leśnym zaciszu i tych kilka osób. Czego chcieć więcej? Na chwilę obecną musimy zadowolić się wieloma innymi równie dobrymi miejscami. Nie ważnie gdzie, ważne z kim. I jedyną przeszkodą jest ciągle pogoda. Nie tyle deszcz, co burze. Lubię deszcz. Kiedyś ktoś sprawił, że przestał być tak uciążliwy. Dodał trochę magii i troski. I coś się zmieniło. Niedługo po tym. Ale to było dawno. Nie ma potrzeby wracać do rzeczy przeszłych. Tych złych i dobrych. Pomimo wszystko sentyment  jednak pozostaje. Deszcz  i wspomnienia. Samotne spacery - to jest to.
"Wina zawsze leży po obu stronach". Tak, przyznaję rację. Tak jest za każdym razem. Może i zawsze jednemu zależy bardziej co komplikuje wszystko, zadbajmy jednak o to, żeby każdemu z V kłótnie między sobą były obce. Kwaśna atmosfera psuje wszystko. Żegnamy ją. Wracamy do starej.
Pierwszy raz wyobraziłam sobie to. Niezbyt spójna całość. Brak ogólnej harmonii. Jakieś nie dopasowanie. Może zbyt duża różnica, zbyt głęboka przepaść? Raczej nie. Po prostu nie wszystko ze sobą współgra. Nie wszystko dobrze wygląda. Kilka cech wspólnych. Tylko tyle. Za wiele różnic. Pod każdym kątem. Pewne sprawy nie mają prawa istnienia. Może nie tyle prawa. Prawo mają. Nie mają możliwości. Ja nie daję im prawa bycia. Ze względu na bezpieczeństwo i ostrożność. Pozostaje jeszcze zawód. Lepiej się nie angażować.
Jak będzie, okaże się już niedługo. Miejmy nadzieję, że pozytywnie. Bardzo pozytywnie. Zawsze zostają jakieś wspomnienia. Jakie, to już zależy od nas. 

 




Może możemy być szczęśliwi gdziekolwiek
Móc zawsze i wszędzie, móc polegać na sobie



czwartek, 21 kwietnia 2011

VIII

Zadziwiające jak wiele w ciągu tak krótkiego czasu się zmieniło. Może i w ostatnich dniach trochę zawalam naukę ale jednak mimo wszystko nie żałuję. Naprawdę. My nie siedzimy,nie rozmawiamy, nie śmiejemy się, nie chodzimy. My pracujemy na wspomnienia. Na myśl o tych z ostatnich tygodni automatycznie uśmiech sam się pojawia.
Czyżby dane było mi znowu mieć do czynienia z tym chłodnym dotykiem? Nie wiem czy chcę. Nie wiem czy to by coś zmieniło bo i tak zmieniło się wiele. Nie wiem czy chcę do tego wracać. Na pewno mniej niż kiedyś. Skończy się na nadziei. Jak zawsze. Ale chyba mimo wszystko tak trochę,odrobinę chcę. I tak mam wiecznie zimne dłonie.
Ale to nie są już te same rozmowy. Szkoła to nie temat z kimś, kogo kiedyś miałam niemalże za przyjaciela. Brakuje mi tamtego czasu kiedy obecność stała się częścią codzienności. Chyba bardzo powoli ten stan powraca. Mozolnie. Nie można wiecznie czekać na coś czego być może nigdy nie będzie. Zawsze ja byłam niecierpliwa. Ale nie. Oboje tacy byliśmy. Byliśmy bo  raczej już nie jesteśmy. Przynajmniej ja.
15 minuta? Obawiam się, że jestem za.
Uzależnieniem nazwałam przyzwyczajenie. Ładnie.  Cały czas popełniam błędy. Ładnie. Nie doceniłam tamtej 'codzienności', zaprzepaściłam szansę na codzienność i żałuję. Ładnie. Ja pierdzielę. Z kim ci ludzie żyją.
Limit tygodniowych połączeń wykorzystany. Jakich tygodniowych. Miesięcznych. Nie zadzwonię. Z wielu powodów. Teraz Twoja kolej.  Kiedyś zawsze odbierałam. Teraz w sumie też ale bez większego entuzjazmu. Moje nastawienie do wyświetlającego się imienia przy dźwiękach sentymentalnego utworu zmieniło się już jakiś czas temu. I nie było to kilka tygodni ale miesięcy wstecz. Może to i dobrze ale obecne zachowanie nie zmienia tego. Na razie.
(...) pojawia się myśl 'co by było gdyby?' Oj chyba wiem..Zbieramy się od dwóch godzin, później oni wracaliby z nami. Kilkadziesiąt minut pod moim domem, dalej idziemy wszyscy, kwadrans pod Twoim, pożegnanie, pół godziny drogi powrotnej, nie jestem sama, kolejne podanie dłoni, mija następna godzina, jestem w domu. Codzienna trasa, dobrze znany każdy jej punkt. Kolejny chłodny wieczór, zimno jest tylko nam, rozgwieżdżone bezchmurne niebo, ktoś jest za nami, ktoś przed nami, ktoś przyjeżdża, już nie wiem ile jest osób  i jaki  ich procent był od początku. Wszystko jak wczoraj,przedwczoraj i tydzień temu. Niby zawsze jest tak samo jednak za każdym razem inaczej . Kocham ten klimat ale muszę przyhamować. W końcu ta dobroć się skończy i wiadomo czym to zaowocuje a wolałabym z tego nie rezygnować. Za bardzo by mi brakowało tych ludzi, którzy są zawsze. Za każdym razem kiedy planujemy wcześniejszy powrót wychodzi jak zawsze. To chyba najlepiej świadczy o tym jak jest. Mamy czas do czerwca i okoliczności sprzyjające. Samowolne organicznie nie sprzyja temu ale lepsze jest od przymusowego. Znając życie będzie bez zmian ale warto próbować. Przewiduję ostre jazdy w wakacje. Namiot i powtórka wczorajszej nocy z 'niewielkimi' zmianami. Jesteśmy do końca, bez konsekwencji. 
Pierwszy raz od dłuższego czasu wróciłam do domu w przyzwoitej porze. Co więcej, na którą powiedziałam, na tą byłam. Inna sprawa, że kilka razy podawałam inną godzinę. Liczy się efekt końcowy. 
.





Nie zadaje pytań, lubię kiedy patrzysz na mnie
Milczę, jakby ktoś trzymał zimny nóż na moim gardle
I choć chłód mnie przenika, to wszystko jest nieważne


 

I co? Że teraz moja kolej? No nie tym razem, mój drogi. Miałam podwójną. Teraz znowu Ty. Czekam cierpliwie.