wtorek, 21 czerwca 2011

XII

Te wakacje miały nam pomóc. Okazuje się, że tylko zaszkodzą i podzielą. Nie chcę ich. Nie wniosą nic dobrego. Wolałabym chodzić do szkoły niż.. Nie chcę tego. Nie wiem jak to zrobię ale muszę. Tak nie może być. Nie takie były plany. Mieliśmy być razem. Wszyscy. Miałyśmy być razem. Odległości liczone w dziesiątkach, setkach metrów. Nie kilometrów. Całe wakacje zmarnowane. Nie widzi mi się bezczynne obijanie się z dala od wszystkiego kiedy mogłam być tu. Mogłam ale oczywiście zawsze ktoś ma jakieś sprzeciwy. "Nie zostaniesz sama." Nie byłabym sama. Co to to nie. Miało być inaczej. Miało być tak pięknie, tak normalnie, zwyczajnie.. Ale nie, bo ktoś zawsze musi zepsuć plany, zatruć już u korzenia.  Co to za wakacje kiedy nie przynoszą ukojenia? Kiedy ograniczają wszystko, nie dają spokoju ani upragnionego odpoczynku?
Żałuję. Żałuję cholernie. Może nie całego ogółu ale tego na co niejako wyraziłam zgodę. Po co mi to było? Nie wiem. Dlaczego? Nie wiem. Ot tak po prostu, może teraz będzie inaczej. Może jednak. A co tam, raz się żyje. I później się żałuje. Gdyby nie to wszyscy byli by zadowoleni, problemów też by nie było.
Wyszło jak wszyło. Nie rozumiem tego wszystkiego. Nie ogarniam tych sytuacji. Nie pojmuję, po prostu nie pojmuję. To bez sensu. To nie ma chociaż najmniejszego sensu. To jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. I po co? Po co było to wszystko? W imię czego? W imię czego pytam? Jaki cel był w tym zawarty? Jakie korzyści? Czy to w ogóle miało cel..? Czy to było zamierzone, zaplanowane? Pełen spontan? Bo 'tak jakoś wyszło'?  Dla zabawy, rozrywki?  Nie rozumiem tego.
Coraz bardziej przekonuję się do wyjazdu. Może tak będzie lepiej. Może tu się wszystko ułoży, ja przemyślę całą sprawę, wrócę i w nowym świetle zobaczę to co zostało. Może to coś da. Po prostu nie mam siły trwać w tym. Obecna sytuacja mnie przerasta. Za dużo kłamstw i niedomówień. Gubię się w tym. Jak odróżnić prawdę od mistrzowskiego blefu? Mam tego dosyć. Długo nie wytrzymam. Potrzebne są jakieś wyjaśnienia, sprostowania lub po prostu prawda. Prawda. Czy to tak wiele? A co z rozmową? Taką szczerą jak niegdyś?
Czy będę żałowała końca? Wątpię. Odcięcie się może i jest pójściem na łatwiznę ale nie ja pierwsza to zaproponowałam.
Tym razem koniec. Cięcie ostateczne. Teraz inicjatywa wyszła od drugiej strony. A to niespodzianka. Bo któż by się spodziewał? Ale mam tego dosyć. Serdecznie dosyć. Żadnej jasności. Same pozory i niedomówienia. Nie ma sensu ciągnąć to wszystko nie znając intencji, nie wiedząc czego można się spodziewać. Po prostu nie ma sensu. I tak prędzej czy później tak by się stało. Lepiej wcześniej. Naprawdę. Większego bigosu nie potrzebuję. Dziękuję serdecznie za obecny. 
Nowe przekonanie- zaćmienia zwiastują diametralne zmiany. Negatywne, kiedy nie udaje się z różnych względów obserwacja tego zjawiska.  I pomimo, że po zaćmieniu noc jest spokojna nie znaczy, że będzie dobrze. Wręcz przeciwnie. Jest tragicznie. Musisz wybierać. Czas się zdecydować. Albo rybki, albo akwarium. I nie wmawiaj mi, że będzie dobrze bo doskonale wiesz, że nie będzie. Nie wmawiaj mi, że będzie dobrze póki w to nie uwierzysz. Nie dawaj złudnych nadziei kiedy masz pewność, że fundamenty są skażone a sama wiara nie ma najmniejszego sensu.






Just because everything's changing
doesn't mean it's never been this way before.

piątek, 3 czerwca 2011

XI

Zadziwia mnie jak bardzo olewam tą sprawę. Jestem z siebie dumna. Kompletnie mnie nie obchodzi co się dzieje. Całkowite wyjebane na to. Lubię to uczucie. Niby obustronna ignorancja, z mojej strony stuprocentowa, z drugiej nie wiem ale jak coś trzeba, wraca pamięć o małej, głupiej Cld, która przez swoją naiwność zawsze pomagała. Kiedyś to przynosiło ogromną radość. Niemożliwość zadawała ból ale teraz to się zmieniło wraz z moimi relacjami na linii ja-ktoś. Może i wdzięczność była prawdziwa. Teraz jest złudna. Już mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam wracać do tego. Było fajnie, ok ale się spieprzyło. Ile to już? Pół roku? Więcej? Nieważne. Dobrze jest jak jest.
Te wakacje miały być inne. Okazało się, że jednak nie będą takie jak było to przewidywane. Zmiany po całości. Trudno. Do niczego zmusić się nie da. Mam wiarę. Mam wiarę w to, że pomimo wszystko i tak te dwa miesiące będą udane. Tyle pomysłów, koncepcji, sposobów.. Musi się udać. Bo jak się ma z kim spędzać czas, wszystko dzieje się szybciej, efektowniej, przychodzi łatwiej, trudniej zapomnieć. Bardziej emocjonalnie . Jeśli masz z kim spędzać czas, nabierasz masę sentymentów. Do wszystkiego. Miejsc, przedmiotów, sytuacji, pogody, smaków, zapachów, tekstur, kolorów. Ludzi. Znasz to uczucie kiedy chropowata powierzchnia drzewa przypomina Ci o czymś? Kiedy zapach ciepłego wieczornego deszczu przywołuje wspomnienia? Słyszysz jakieś słowo i w głowie odtwarzają się najlepsze sceny z nim związane? Wszystko wydaje się być inne. Lepsze.
Brakowało mi takiego spotkania. Brakowało mi takiej rozmowy, tego widoku.. Uśmiechu.. Brakowało mi cholernie. Ale.. ale to nie jest już to samo. Coś się zmieniło. Sądziłam, że coś takiego nie może tak po prostu się skończyć. Czas zaciera relacje osłabiając jednocześnie więzy. Nawet zniknęło pełne zaufanie, chociaż ja ufam nadal. Bezgranicznie. Mam wrażenie, że ta przyjaźń wyblakła. Żałuję, że tak się stało. To nie jest dobre. Nie wiem czy mogę zrobić coś żeby było jak dawniej. Potrzebny jest stały kontakt a uczucie, że na tych relacjach zależy tylko jednej stronie nie pomaga. Przeraża mnie to wszystko. Zbyt dawno nie rozmawialiśmy. To karygodne. Ale to moja wina.
I znowu się wszystko sypie. Który to już raz? Który to już 'definitywny' koniec? Kolejny. Następny. Ale czy będzie jak zawsze? Czy znowu wszystko wróci do normy? Zawsze wracało. W większym lub mniejszym stopniu ale wracało i jakoś to było. Dawaliśmy radę.  Udawało nam się jakoś pogodzić to wszystko. Teraz sprawa trochę inna. Inna kategoria. Inna waga powagi. Ale jest tak samo. Jak za każdym razem. Ograniczenie. Ta. Chyba w drugą stronę. Jak na załączonym obrazku. Co i jak dalej nie rozumiem. Po prostu tego nie wiem. Coś chyba umknęło. Jakiś kluczowy moment, element który wpłynął na to. To wszystko co jest nie pasuje do tego co było. Sorry Winnetou ale nie pojmuję tego wszystkiego. Bigos. Bigos kompletny.
Księżyc chyba zmienił orbitę. Kosmiczna eksplozja wyrzuciła planetę poza ten układ. Słońce zgasło. Powstała supernowa. Ona zgaśnie. Zblednie. Będzie niewidoczna. Już niedługo. Mgławice też nie są trwałe. Ale te eksplozje wprowadzają wielkie zmiany we wszechświecie. Skład chemiczny już zmieniony. Nowe pierwiastki, związki i reakcje też. Nowe nie znaczy lepsze.
To będzie ciężki rok. Wrzesień tragiczny. Z czasem może będzie odrobinę łatwiej ale boję się że sobie nie poradzę. Po prostu nie dam rady. Jestem zbyt słaba. Zero warunków sprzyjających. Nie dam rady. Załamania nerwowe  i depresje gwarantowane. Obawiam się najgorszego. Boję się, że będzie tak jak nie powinno. Boję się że to droga do powolnego końca. Ale tak nie może się stać. Nie może. Choćbym miała zrobić wszystko co będzie trzeba, nie może. Nie może.





Tutaj gdzie jestem mam swoje szczęście
Swoich ludzi i pomocne ręce i nie chce nic więcej
Swoje problemy i życie, którym żyjemy
Ponad wszystko