czwartek, 21 kwietnia 2011

VIII

Zadziwiające jak wiele w ciągu tak krótkiego czasu się zmieniło. Może i w ostatnich dniach trochę zawalam naukę ale jednak mimo wszystko nie żałuję. Naprawdę. My nie siedzimy,nie rozmawiamy, nie śmiejemy się, nie chodzimy. My pracujemy na wspomnienia. Na myśl o tych z ostatnich tygodni automatycznie uśmiech sam się pojawia.
Czyżby dane było mi znowu mieć do czynienia z tym chłodnym dotykiem? Nie wiem czy chcę. Nie wiem czy to by coś zmieniło bo i tak zmieniło się wiele. Nie wiem czy chcę do tego wracać. Na pewno mniej niż kiedyś. Skończy się na nadziei. Jak zawsze. Ale chyba mimo wszystko tak trochę,odrobinę chcę. I tak mam wiecznie zimne dłonie.
Ale to nie są już te same rozmowy. Szkoła to nie temat z kimś, kogo kiedyś miałam niemalże za przyjaciela. Brakuje mi tamtego czasu kiedy obecność stała się częścią codzienności. Chyba bardzo powoli ten stan powraca. Mozolnie. Nie można wiecznie czekać na coś czego być może nigdy nie będzie. Zawsze ja byłam niecierpliwa. Ale nie. Oboje tacy byliśmy. Byliśmy bo  raczej już nie jesteśmy. Przynajmniej ja.
15 minuta? Obawiam się, że jestem za.
Uzależnieniem nazwałam przyzwyczajenie. Ładnie.  Cały czas popełniam błędy. Ładnie. Nie doceniłam tamtej 'codzienności', zaprzepaściłam szansę na codzienność i żałuję. Ładnie. Ja pierdzielę. Z kim ci ludzie żyją.
Limit tygodniowych połączeń wykorzystany. Jakich tygodniowych. Miesięcznych. Nie zadzwonię. Z wielu powodów. Teraz Twoja kolej.  Kiedyś zawsze odbierałam. Teraz w sumie też ale bez większego entuzjazmu. Moje nastawienie do wyświetlającego się imienia przy dźwiękach sentymentalnego utworu zmieniło się już jakiś czas temu. I nie było to kilka tygodni ale miesięcy wstecz. Może to i dobrze ale obecne zachowanie nie zmienia tego. Na razie.
(...) pojawia się myśl 'co by było gdyby?' Oj chyba wiem..Zbieramy się od dwóch godzin, później oni wracaliby z nami. Kilkadziesiąt minut pod moim domem, dalej idziemy wszyscy, kwadrans pod Twoim, pożegnanie, pół godziny drogi powrotnej, nie jestem sama, kolejne podanie dłoni, mija następna godzina, jestem w domu. Codzienna trasa, dobrze znany każdy jej punkt. Kolejny chłodny wieczór, zimno jest tylko nam, rozgwieżdżone bezchmurne niebo, ktoś jest za nami, ktoś przed nami, ktoś przyjeżdża, już nie wiem ile jest osób  i jaki  ich procent był od początku. Wszystko jak wczoraj,przedwczoraj i tydzień temu. Niby zawsze jest tak samo jednak za każdym razem inaczej . Kocham ten klimat ale muszę przyhamować. W końcu ta dobroć się skończy i wiadomo czym to zaowocuje a wolałabym z tego nie rezygnować. Za bardzo by mi brakowało tych ludzi, którzy są zawsze. Za każdym razem kiedy planujemy wcześniejszy powrót wychodzi jak zawsze. To chyba najlepiej świadczy o tym jak jest. Mamy czas do czerwca i okoliczności sprzyjające. Samowolne organicznie nie sprzyja temu ale lepsze jest od przymusowego. Znając życie będzie bez zmian ale warto próbować. Przewiduję ostre jazdy w wakacje. Namiot i powtórka wczorajszej nocy z 'niewielkimi' zmianami. Jesteśmy do końca, bez konsekwencji. 
Pierwszy raz od dłuższego czasu wróciłam do domu w przyzwoitej porze. Co więcej, na którą powiedziałam, na tą byłam. Inna sprawa, że kilka razy podawałam inną godzinę. Liczy się efekt końcowy. 
.





Nie zadaje pytań, lubię kiedy patrzysz na mnie
Milczę, jakby ktoś trzymał zimny nóż na moim gardle
I choć chłód mnie przenika, to wszystko jest nieważne


 

I co? Że teraz moja kolej? No nie tym razem, mój drogi. Miałam podwójną. Teraz znowu Ty. Czekam cierpliwie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz