piątek, 3 stycznia 2014

Rok wystarczył na obrót o 180 stopni. Porównując tą jesień z ubiegłoroczną, zmiany są niewiarygodne.   Ktoś potrzebujący motywacji aby w stać, w postaci długiego paska papieru z cyframi, teraz nawet nie ma do czego odliczać. To, co wtedy nadawało sens dania sobie rady i przetrwania całego dnia, wyparowało. Tego już nie ma. Odmierzanie czasu nie ma sensu. Liczenie ile dni minęło a ile jeszcze pozostało nie prowadzi do niczego z wyjątkiem załamania, jak szybko coś może się zmienić. Wtedy, ten pasek był symbolem nadziei. To dawało siłę. Jeszcze trzy miesiące, trzy tygodnie, trzy dni. Wielkie nadzieje rodzą wielkie rozczarowania. To tylko jeden z kilku powodów dla których wszelkie odmierzacze nie mają prawa bytu. Skupiając się na wyznaczonej dacie, traci się trwający dzień. To tylko data. Jeden punkt oznaczający początek pewnego okresu, który i tak się skończy. I to w wyznaczonym terminie. Gdyby to był jakiś cel, bez konkretnego miejsca w kalendarzu, zawieszony ponad tym, do którego dąży się własną pracą i wysiłkami, a nie przychodzący razem z upływającymi dniami. Ale nie. Tak nie jest. Zanotuj datę i czekaj, jeśli nic nie możesz zrobić by ją przyspieszyć. Śmiałam się z Francuzów, że zginęli by bez kalendarza i kalkulatora.. Jestem martwa w ciągu miesiąca.
Nadmierna radość sama przyciąga niepowodzenie. Wiedziałam o tym. Wiedziałam. Czemu mimo to nie uniknęłam takiego zachowania? To ta chwila o której chce się opowiedzieć wszystkim. Mówić, mówić, mówić.. Może po prostu powtarzając wciąż to samo, chciałam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę?
Jeśli ci na kimś zależy, masz nadzieję. Ogromną. Na cokolwiek. Spotkanie, fascynację, uczucie. Przyjmiesz wszystko co tyczy się tej osoby. Tak było jeszcze nie tak dawno a jak nazywa się stan, kiedy ginie to wszystko, wiara się wypala a zupełnie niespodziewana wiadomość, zamiast wybuchu radości, przynosi dziwną mieszankę satysfakcji i strachu. A ta spadła jak grom z jasnego nieba. W najmniej odpowiednim momencie, nieoczekiwana, niechciana. Złość, rozczarowanie, niedowierzanie, otępienie, smutek. Potem przypomnienie dawnych słów. Wywiązanie. Mimo dotrzymanej obietnicy, brak wielkiego zadowolenia z mojej strony. Brak jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Nie chciałam tego. Nazajutrz miał się odbyć pogrzeb. Pieczołowicie zamykany podrozdział został bezczelnie otwarty na nowo. Nieproszone nadeszło. Negatywne nastawienie. Nie chciałam żałować, chociaż tym razem skala byłaby minimalna. A może to ryzyko które już zawsze podejmę? Tym razem było spokojnie, bez uniesień i "pstra z mózgu". Na zero. Ani super pozytywnie ani negatywnie. Czyżby kolejny objaw mojego zrezygnowania i obojętności, czy raczej pogodzenia się? Najważniejsze, że cel został osiągnięty - mówiąc skromnie, nie żałuję niczego.
Jakże kusząca i obiecująca jest ta propozycja. Noworoczna niespodzianka na końcu świata. Jeszcze tak niedawno, radość byłaby nieopisana. Teraz traktuję to jedynie jako możliwość spędzenia dłuugich godzin razem. Czy na mojej liście rzeczy do zrobienia nie znajduje się roadtrip? Może ta trasa nie jest tak zachwycająca jak amerykańskie pejzaże ukazywane na filmach, ale zawiera potencjał. I szansę na zżycie się. Rozmowy o jeżach, wrednych kotach, górach, Eskimosach i samolotach. Mam ogromne szczęście, wiem to. Kto kogo znalazł, trudno jednoznacznie stwierdzić, jednak dobrze, że się tak stało. Minęło trochę czasu. Razem z kolejnymi porami roku, zmieniło się również moje nastawienie. Wiosna minęła jesienią. Wraz z końcem grudnia, miała zostać ostatecznie pochowana. (Nie)stety ktoś ją przywrócił do życia, jednak nie całkowicie się to udało. Maj już minął. Mimo chęci zniszczenia nieistniejącego chłodu, trwam w jesieni. Przede mną jeszcze zima. Czy wiosna wypadnie w lipcu, jeśli w ogóle nadejdzie? Zapowiada się długi rok. Deklaracje, choć wypowiedziane, nie są gwarancją. To tylko słowa. W słowa się nie wierzy. I tak naprawdę, nie wiem czy tego chcę. To tylko możliwość o której za parę miesięcy możemy nie pamiętać. Niebezpieczeństwo kusi. Kusi niesamowicie.
Żadna odległość nie zniszczy tego co prawdziwe, tak? Pojawia się teraz pytanie, co jest naprawdę prawdziwe, co trwa przez przypadek a co zacierane przez czas kroczy po drodze do zapomnienia. Nie jest łatwo to stwierdzić, nawet w ciszy nieprzerywanej niczyim głosem czy dźwiękiem wiadomości. Jeśli chce się z kimś kontakt utrzymywać, to się utrzymuje częściej niż raz na 3 miesiące. Jeśli ma się kogoś za przyjaciela, to rozmawia się o wszystkim, nie tylko o problemach w momencie ich pojawienia się. Jeśli się mówi o tęsknocie to z rzeczywistego poczucia braku a nie żeby było miło. Où va le monde? Po co okłamywać się na wzajem i przekonywać, że mimo niepodlewania, roślina dalej wzorowo rośnie. Cena szczerości przewyższyła ceny ropy? O co tutaj chodzi? Im dłużej utrzymujesz kogoś w przekonaniu, że wszystko między wami jest w najlepszym porządku, tym dłużej masz gwarancję, że w razie potrzeby możesz się do niego zwrócić? Nie potrafię ocenić co jest prawdziwym a co jedynie odbitym blaskiem. Za to bliźniak zadał dobre pytanie.
Mimo całej tej uroczej słodyczy, na chwilę obecną wiosna mi nie grozi.






W miarę czekania przestaje się już czekać.