piątek, 3 stycznia 2014

Rok wystarczył na obrót o 180 stopni. Porównując tą jesień z ubiegłoroczną, zmiany są niewiarygodne.   Ktoś potrzebujący motywacji aby w stać, w postaci długiego paska papieru z cyframi, teraz nawet nie ma do czego odliczać. To, co wtedy nadawało sens dania sobie rady i przetrwania całego dnia, wyparowało. Tego już nie ma. Odmierzanie czasu nie ma sensu. Liczenie ile dni minęło a ile jeszcze pozostało nie prowadzi do niczego z wyjątkiem załamania, jak szybko coś może się zmienić. Wtedy, ten pasek był symbolem nadziei. To dawało siłę. Jeszcze trzy miesiące, trzy tygodnie, trzy dni. Wielkie nadzieje rodzą wielkie rozczarowania. To tylko jeden z kilku powodów dla których wszelkie odmierzacze nie mają prawa bytu. Skupiając się na wyznaczonej dacie, traci się trwający dzień. To tylko data. Jeden punkt oznaczający początek pewnego okresu, który i tak się skończy. I to w wyznaczonym terminie. Gdyby to był jakiś cel, bez konkretnego miejsca w kalendarzu, zawieszony ponad tym, do którego dąży się własną pracą i wysiłkami, a nie przychodzący razem z upływającymi dniami. Ale nie. Tak nie jest. Zanotuj datę i czekaj, jeśli nic nie możesz zrobić by ją przyspieszyć. Śmiałam się z Francuzów, że zginęli by bez kalendarza i kalkulatora.. Jestem martwa w ciągu miesiąca.
Nadmierna radość sama przyciąga niepowodzenie. Wiedziałam o tym. Wiedziałam. Czemu mimo to nie uniknęłam takiego zachowania? To ta chwila o której chce się opowiedzieć wszystkim. Mówić, mówić, mówić.. Może po prostu powtarzając wciąż to samo, chciałam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę?
Jeśli ci na kimś zależy, masz nadzieję. Ogromną. Na cokolwiek. Spotkanie, fascynację, uczucie. Przyjmiesz wszystko co tyczy się tej osoby. Tak było jeszcze nie tak dawno a jak nazywa się stan, kiedy ginie to wszystko, wiara się wypala a zupełnie niespodziewana wiadomość, zamiast wybuchu radości, przynosi dziwną mieszankę satysfakcji i strachu. A ta spadła jak grom z jasnego nieba. W najmniej odpowiednim momencie, nieoczekiwana, niechciana. Złość, rozczarowanie, niedowierzanie, otępienie, smutek. Potem przypomnienie dawnych słów. Wywiązanie. Mimo dotrzymanej obietnicy, brak wielkiego zadowolenia z mojej strony. Brak jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Nie chciałam tego. Nazajutrz miał się odbyć pogrzeb. Pieczołowicie zamykany podrozdział został bezczelnie otwarty na nowo. Nieproszone nadeszło. Negatywne nastawienie. Nie chciałam żałować, chociaż tym razem skala byłaby minimalna. A może to ryzyko które już zawsze podejmę? Tym razem było spokojnie, bez uniesień i "pstra z mózgu". Na zero. Ani super pozytywnie ani negatywnie. Czyżby kolejny objaw mojego zrezygnowania i obojętności, czy raczej pogodzenia się? Najważniejsze, że cel został osiągnięty - mówiąc skromnie, nie żałuję niczego.
Jakże kusząca i obiecująca jest ta propozycja. Noworoczna niespodzianka na końcu świata. Jeszcze tak niedawno, radość byłaby nieopisana. Teraz traktuję to jedynie jako możliwość spędzenia dłuugich godzin razem. Czy na mojej liście rzeczy do zrobienia nie znajduje się roadtrip? Może ta trasa nie jest tak zachwycająca jak amerykańskie pejzaże ukazywane na filmach, ale zawiera potencjał. I szansę na zżycie się. Rozmowy o jeżach, wrednych kotach, górach, Eskimosach i samolotach. Mam ogromne szczęście, wiem to. Kto kogo znalazł, trudno jednoznacznie stwierdzić, jednak dobrze, że się tak stało. Minęło trochę czasu. Razem z kolejnymi porami roku, zmieniło się również moje nastawienie. Wiosna minęła jesienią. Wraz z końcem grudnia, miała zostać ostatecznie pochowana. (Nie)stety ktoś ją przywrócił do życia, jednak nie całkowicie się to udało. Maj już minął. Mimo chęci zniszczenia nieistniejącego chłodu, trwam w jesieni. Przede mną jeszcze zima. Czy wiosna wypadnie w lipcu, jeśli w ogóle nadejdzie? Zapowiada się długi rok. Deklaracje, choć wypowiedziane, nie są gwarancją. To tylko słowa. W słowa się nie wierzy. I tak naprawdę, nie wiem czy tego chcę. To tylko możliwość o której za parę miesięcy możemy nie pamiętać. Niebezpieczeństwo kusi. Kusi niesamowicie.
Żadna odległość nie zniszczy tego co prawdziwe, tak? Pojawia się teraz pytanie, co jest naprawdę prawdziwe, co trwa przez przypadek a co zacierane przez czas kroczy po drodze do zapomnienia. Nie jest łatwo to stwierdzić, nawet w ciszy nieprzerywanej niczyim głosem czy dźwiękiem wiadomości. Jeśli chce się z kimś kontakt utrzymywać, to się utrzymuje częściej niż raz na 3 miesiące. Jeśli ma się kogoś za przyjaciela, to rozmawia się o wszystkim, nie tylko o problemach w momencie ich pojawienia się. Jeśli się mówi o tęsknocie to z rzeczywistego poczucia braku a nie żeby było miło. Où va le monde? Po co okłamywać się na wzajem i przekonywać, że mimo niepodlewania, roślina dalej wzorowo rośnie. Cena szczerości przewyższyła ceny ropy? O co tutaj chodzi? Im dłużej utrzymujesz kogoś w przekonaniu, że wszystko między wami jest w najlepszym porządku, tym dłużej masz gwarancję, że w razie potrzeby możesz się do niego zwrócić? Nie potrafię ocenić co jest prawdziwym a co jedynie odbitym blaskiem. Za to bliźniak zadał dobre pytanie.
Mimo całej tej uroczej słodyczy, na chwilę obecną wiosna mi nie grozi.






W miarę czekania przestaje się już czekać.


niedziela, 21 kwietnia 2013

XXXIV

Nawet sny nie są spokojne. Niepoprawne. Tak realne chociaż tak dalekie od rzeczywistości. To jedna z tych nocy, kiedy budzisz się z płaczem, bo tak nie powinno być. Nawet w snach. Sprawdzasz godzinę chcąc upewnić się czy możesz przemyśleć to teraz, czy lepiej dalej spać. Tylko jak zasnąć.. Świt jest niedaleki. Po ponownym przebudzeniu pamiętasz szczegóły. Wiesz, że nie możesz. To był straszny sen. O strasznych snach się zapomina. O strasznych snach się nie można pamiętać. Tak jest bezpieczniej. Chyba nie chcesz żeby  mózg wykorzystał te obrazy w chwili twojej słabości. Nie chcesz pogrążyć się jeszcze bardziej, w nieodpowiednim momencie. Więcej bezsenności nie potrzebujesz. Twoje noce są wystarczająco straszne  Więcej przykrości nie potrzebujesz. Ale chcesz. Lubisz to uczucie. Tą niepewność i niedopowiedzenia. Skończone.
Jaka siła każe przepłynąć setki kilometrów aby wystąpić z koryta i wylać się na ścieżkę, tuż u mych stóp delikatnie muskając je kojącą woda? Potrzebuję tego? W pobliżu płynie wiele rzek i strumieni, jednak tylko ten jest tak blisko, niemal pod moimi drzwiami. Chyba tak. Znaczy to zależy. Są dni, bardzo zimne, przeszywające lodowatym wiatrem nieprzerwanie przez trzy dni, kiedy nie chcę ochłody, tak bardzo pożądanej w palące upały. Marzysz aby zapomnieć o uciążliwej temperaturze i upajać się przyjemnym ukojeniem. Wszystko sprowadza się do pogody. Jednak zdarza się, że podczas suszy poziom wody znacznie opada. Ze smutkiem patrzysz na to, ruszając na poszukiwania cienia. Nieopodal strumienia rośnie drzewo. Potężne jak na swój młody wiek. Korzenie mocno wczepione w twardą ziemię, zdrowy pień wolny od szkodliwych insektów, grube konary i okazała korona stanowiąca schronienie dla ptaków. Źródło tlenu, dzięki któremu jeszcze żyjesz. Drzewo idealne, rzec by można. Największą jego zaletą jest stałość. Zawsze możesz odpocząć w jego cieniu, niezależnie od stanu rzeki. Ono ciągle tam jest. Burze, huragany nie są mu straszne. Zagrożenia nie niosą warunki atmosferyczne a coś o wiele gorszego. Człowiek. Póki co jest to jedynie pozorne niebezpieczeństwo. Odległe. Dzięki.. Bogu. A jak długo to źródło będzie pompować nowe wody? Kiedy wyschnie? Mam przygotować się na nagły czy długi powolny brak? To trwa już i tak stosunkowo długo wiec koniec jest bliski? Może ktoś inny zacznie czerpać z tego strumienia dużo wcześniej niż ja, nim pokona on cały dystans? Ktoś, kto będzie dużo bliżej. Niedawno zauważyłam jak bardzo lubię zimna wodę. Teraz sama zasypuję tą rzekę. Palące słońce pomaga w wysuszeniu wód. Ono też w końcu zniknie. Jak wszystko. Pozostanie jedynie to potężne drzewo czerpiące siły gdzieś z głębi ziemi. Jedyna pewność w tym niestabilnym świecie. Reszta jest nieważna.
Kiedy człowiek znika z twojego życia? Powoduje to brak kontaktu czy brak chęci kontaktu? Obojętność czy zabieganie? Jak to odróżnić skoro od dłuższego czasu nie wiesz co się dzieje u drugiej osoby. Czy wszystko w porządku, co nowego, jak się sprawy mają. Już nie ufasz tak bardzo chociaż kiedyś było wręcz przeciwnie. Nie ma o czym rozmawiać. Jak nigdy. Już nie ma świadomości, że bez obaw możesz poruszyć każdy temat. To nie to. Jaki sens ma staranie, jeśli widzisz, że komuś nie zależy? Nie oczekuję codziennych rozmów czy sprawozdań z całego tygodnia. Jedynie dialogu raz na jakiś czas, którego nie zacznę ja. Odrobiny zainteresowania. Nie bierności. Wypadkowa czasu i dzielącego dystansu doskonale wskazuje komu zależy a do czyich drzwi lepiej nie pukać bez zapowiedzi. Lub w ogóle nie pukać. Przetarty materiał. Już nie potrzeba spoiwa. To co powinno się trzymać, trzyma się. Więc po co zbędny klej? Jeśli coś jest konieczne, można śmiało się tego pozbyć. Bo czemu nie? To tylko zagracanie powierzchni, którą można lepiej wykorzystać. Umieścić na tym miejscu coś nowego, ładnego, błyszczącego. Czas pogardy, czas białego zimna i białego światła?
W ciągu tak krótkiego czasu życie udowodniło, że prawdziwie żałuje się jedynie bezczynności. Nawet jeśli jeden krok wprzód oznacza dwa do tyłu, to jednak nie stoisz wciąż w tym samym miejscu. Zmieniasz coś. Próbujesz. Czy wiosna nie jest doskonałym czasem do zmian? W słoneczne dni człowiek jest szczęśliwszy. Chce żyć bardziej. Wsiąść na rower i pojechać prosto przed siebie, nie bacząc na nic. Promienny uśmiech prosto z kosmosu niesie siłę. Gorące muśnięcie nie zawsze oznacza poparzenie. Wystarczy opalać się z rozwagą. Kwestia profilaktyki, czyż nie? Możesz zachować dystans, jednak cień nie zapewnia stuprocentowej ochrony. Wysoką temperaturę odczujesz nie tylko przez bezpośredni kontakt. Ukłucie gorąca jest niebezpieczne ale jednocześnie szalenie przyjemne. Pamiętasz pierwsze dni wiosny, kiedy resztki śniegu można jeszcze zobaczyć wśród zieleniejącej się na nowo trawy? Ciepły wiatr, jasnoniebieskie niebo naznaczone bielą chmur i słońce, które tak bardzo masz ochotę przytulić. Zamykasz oczy, kierujesz twarz w jego stronę, pragnąc poczuć to intensywniej. Potrzebujesz tej temperatury aby stopić resztki lodu skuwającego serce. Tam trwa wieczna zima. Jedynie chwile z bliskimi gwarantują roztopy. Nie trwałe, chwilowe. Dlatego tak bardzo chcesz tego słońca. Zamiast nieprzyjemnie lodowatej, chcesz w końcu poczuć ognistą krew w żyłach. To słońce może ci to zafundować. I całkiem nieźle byłoby gdyby właśnie to słońce zechciało podzielić się swą kosmiczną energią. W końcu to bardzo miłe słońce i na skalę astronomiczną nie tak odległe. Niby niejedna galaktyka jest we wszechświecie ale jednak ten układ podoba ci się. Mimo ryzyka i niepewności. Paląca powierzchnia i blask. Odległość jest pozorna. Bezpośrednie patrzenie prosto na tą gwiazdę jest niebezpieczne. Szalenie niebezpieczne igranie z ogniem. Ale jakże przyjemne. Kusi to ciepło, którego ci tak brakuje. Którego nigdy nie było dane ci poznać. Teraz także nie masz żadnej gwarancji. Jedynie odrobinę nadziei na trochę szczęścia. Ale czy dawka farta na ten rok nie została już wyczerpana? Musi być jakiś limit. Nie wszystko zależy od ciebie. Jest też druga strona medalu o której należy pamiętać. Tylko szkoda, że to słońce tak nieuchronnie chyli się ku zachodowi. Niewątpliwie oprócz klasycznych czerwieni i pomarańczy będzie obecny niezwykły burgund oraz czarujące zielone iskry. Dziesięć tysięcy odcieni zatańczy na wieczornym niebie. Doprawdy, widok nieziemski. Tylko czy dane będzie mi chociaż jedno spojrzenie tuż przed poszarpaną linią horyzontu czy jedynie pozostawione pole do popisu dla wybujałej wyobraźni?
Który to już raz myślę w taki sposób? Teraz jedynie głośniej.. Który to już raz chcę czegoś nieprawdopodobnego, dalekiego od rąk i rzeczywistości? Może teraz trochę mniej okłamuję samą siebie. Mimo wszystko, to nie jest gwarancją innego zakończenia. Tik-tak. Kolejny dzień ucieka. Tik-tak deadline nadchodzi. Tik-tak, tik-tak. Ciało posolone. Tik-tak. Silniki włączone. Tik-tak. Ogniska rozpalone. Tik-tak. Wakacje skończone. I pustka. Setki dzielących kilometrów na wschód.
I zachód.





Samo przeznaczenie nie wystarczy, to zbyt mało. Trzeba czegoś więcej.

niedziela, 14 października 2012

XXXIII

Nie mogę wyjść z podziwu dla swojej głupoty. Czemu tak często proszę o rzeczy niemożliwe? Czemu wiedząc, że na pewno będzie padał śnieg wychodzę w klapkach? Że niby jednak pogoda się zmieni? Jedyną pewną rzeczą jest choroba. Taak, długa, przytłaczająca, niezwykle męcząca. Idiotko, nie możesz liczyć na ocieplenie. Nie ty jedna masz jesień w sercu. Ma być zimno i nieprzyjemnie. Co robi człowiek kiedy liście przysłaniają beton? Samotnie pije herbatę i wsłuchuje się w szum wiatru. Bądź więc sama ale nie myśl o wiośnie. Nie myśl o słońcu. Bądź deszczem. Niech cię pochłonie. W całości. Do końca. Zniszczyłaś wzrastające drzewo. Nie możesz mieć następnego. Nie jesteś odpowiedzialna. Nie obcina się gałęzi z powodu emocji czy fascynacji innym gatunkiem. Jeśli zasiejesz, musisz zebrać plony. Nie pozostawiać je na pastwę losu. Roślina potrzebuje wody cały czas. Nie możesz od tak jej pozbawić źródła życia i zacząć uśmiercać. Bo się znudziło. Ogrodnictwo to poważna sprawa. Następnym razem się zastanowisz czy zależy ci na ozdobie czy na żywej istocie. O ile będzie następny raz. Teraz ty jesteś rośliną. Ktoś decyduje kiedy dostaniesz nawóz i inne substancje odżywcze. Ty masz tylko rosnąć i oddychać. Oddychanie dziwie boli? W sumie możesz przestać. Nikt nie zauważy. Oszczędź sobie bólu. Tylko jak wyłączyć automat.. Jasne, sposobów jest wiele ale stawka nie jest aż tak wysoka. Szukaj naturalnej metody. Najlepszym sposobem jest czas. Kiedyś się odzwyczaisz. Będziesz sobie egzystować póki nie dostaniesz trochę nawozu. Raz, drugi, trzeci. Substancje w nim zawarte cię zabijają. Przyśpieszają oddychanie, które musisz zatrzymać. Musisz temu podołać. Nie wiem jak. Musisz. 
Drzwi są otwarte. Klucza nigdy nie było. Klamka jest po obu stronach lecz ja już jej nie nacisnę. Od wewnątrz jest trochę naderwana. Nie chcę uszkodzić jej całkowicie. Twoja jest sprawna. Śmiało, otwieraj. Wejdź. Nie zdejmuj butów. Come as you are. Możesz liczyć na kawę lub herbatę. Przecież wiesz.. Po prostu przyjdź. Dawno Cię tu nie było.. Cały dzień myślałam o tym cudownym smaku parującego naparu. Calutki. Nie mogłam jednak wybrać filiżanki. Obiecałam sobie, że nie będę już używała tej porcelanowej z prześlicznymi brązowymi kwiatkami. Jest trochę uszczerbana. Nie chcę jej uszkodzić jeszcze bardziej. Wolę mieć ją z wadą ale jednak mieć w całości, taką jaką jest. Z tym że to właśnie na herbatę w niej mam największą ochotę. Pogrążona w zamyśleniu nie słyszę cichego pukania drzwi. Dopiero za drugim razem powracam do rzeczywistości. Wyobraź sobie moje zaskoczenie i radość na Twój widok. I ten prezent! Jak udało Ci się zgadnąć, że potrzebuję nowej filiżanki? Jest wspaniała.. Niemal identyczna jak tamta. A te niebiesko-brązowe zdobienia.. Jest taka krucha i delikatna. Cudowna. To najlepsza rzecz jaka mnie spotkała ostatnim czasem. Dziękuję. Fantastycznie znowu Cię zobaczyć. Oczywiście, wpadaj zawsze kiedy masz czas. Nawet nie wiesz jak miło jest codziennie słyszeć dzwonek do drzwi. Filiżanka sprawuje się kapitalnie. Zastanawia mnie tylko jak długo jeszcze będzie bez zarzutu.. Czy ta subtelność przetrwa mrozy? Ile warte będą nasze słowa kiedy śnieg przykryje świat? Mam pewne wątpliwości.. 
Zastanawia mnie ile było prawdy między nami. Mniej niż deszczu? Prawdopodobnie. Teraz ten współczynnik jest pewnie dużo wyższy. Zaufanie za cenę ciepła. No cóż.. Najlepsza życiowa transakcja to to nie była. Pierwsza trójka najgorszych. I teraz większa Klaudzia płaci za decyzje tej małej. Ile jesieni jeszcze to potrwa? Ile połamanych parasolek i przemokniętych butów? Jeśli czasem ostatnie słowo wypłynie z serca, nie z kłębowiska myśli? Hm, nadal mam z tym problemy. Zapowiada się, że to będzie się ciągnęło i rozwijało w nieskończoność. Taki sobie kłębek tęsknoty, żalu i niedowierzania. C'est la vie. Tylko im więcej czasu i deszczu tym ta nić dłuższa i grubsza. Mocniejsza. Czym to przeciąć? Nie promieniem słońca. Nie mam go. Poza tym zawsze wybiorę zachmurzone niebo niż upały. Inny sposób. Jest pewna metoda ale jest zbyt egoistyczna. Odpada. Zostaję w tej wypowiedzianej dokonanej przeszłości. Może kolejne lata wskażą drogę. Może. Podobno z czasem się zapomina. Potrzebuję więc dużo czasu. Kalosze, ciepły płaszcz i parasol.
Swoistą magią przeszyte są te kilkuletnie utwory. Już nawet nie tak prawdziwe teksty i delikatna melodia ale grube podszycie z wspomnień. Tęsknie za tymi czasami. Czasami, kiedy muzyka omijała komercję a beztroskie chwile zawsze nas odnajdywały. Wtedy było idealnie. Żadnych zmartwień i problemów. Tylko marzenia. A marzyliśmy i planowaliśmy ciągle. Niewiele z tego znalazło odzwierciedlenie w rzeczywistości, jak to z zamiarami bywa. Mimo wszystko watro było.




Spod nóg mi znika świat..

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

XXXII

Jednak najwspanialsze nocne niebo jest tylko wtedy, kiedy masz obok siebie bliskie ci osoby. Najpiękniejsze gwiazdy spadają tylko wtedy, w pełni swego kosmicznego majestatu. Tylko wtedy mają najjaśniejszy blask oślepiający serce. To, że ktoś jest dla ciebie ważny przekłada się na niebo. Dlatego mimo chmur widzisz wszechświat. Skoro dzięki przyjaciołom możesz ujrzeć świat w lepszych barwach, to czemu nie galaktykę? Każde obserwacje z Wami były nie tylko zwykłym spoglądaniem w przeszłość tego, co nas otacza ale również myślami kierowanymi do naszej wspólnej przeszłości, przyszłości i milczenia. To wszystko jest i będzie nasze. Każda spadająca gwiazda to takie nasze małe szczęście. Chwila radości i euforii. "Spada, spada! Widzisz ją? Leeeci nad nami. Widzieliście?" Ileż to razy krzyczeliśmy leżąc na mokrej trawie, ciepłym asfalcie czy schodach? Zobaczyć razem ten sam pędzący ogień to jak wypowiedzieć w tym samym czasie te same słowa. Czuje się ten entuzjazm, który wygasa patrząc w niebo samej.  Z Wami wszystko jest lepsze, doskonalsze. Tutaj, z daleka od domu inne, gorsze, bardzie ponure, smutniejsze. Nic nie jest takie samo. Gwiazdy nie są tak jasne, niebo to drwina. Jedynie Pas pozostaje najbliższy ideału. Ale  nawet gdyby każdy jasny punkt znajdował się dokładnie w tym samym miejscu co jeszcze parę dni temu, bloki i latarnie zniknęły, góry obniżyły, marne to pocieszenie zważywszy na brak obecności tych kilka osób. Kocham Was jak gwiazdy, jak Księżyc w pełni i zachodzące słońce, jak letnią mżawkę, ciepły wiatr, powietrze po deszczu, ser żółty, miód i muzykę. Ale mimo to żadne z tych rzeczy nie jest w stanie Was zastąpić. Nie spodziewałam się wielu spraw, tak jak tego rozwoju wydarzeń. Czasem zastanawiam się czy to nagroda, czy kara od Boga. Na pewno próba. Ale damy radę bo jesteśmy r o d z i n ą . "Z koleżanką żyłaś jak z siostrą.." Miesiące streszczone w słowach wypowiedzianych przez osobę po której nie spodziewałabym się takiego stwierdzenia. Życie jednak zaskakuje. Ale zaraz, zaraz. Skoro porównanie do siostry to raczej nie ma mowy o koleżeństwie. I raczej też nie o relacjach rodzeństwa bo z tym bywa różnie. Chęć codziennego spotkania i zwyczajnego przebywania ze sobą nie jest dosyć powszechnym zjawiskiem między spokrewnionym rodzeństwem. Kłótnie zdecydowanie rzecz normalna. Ale nie u nas, bo u nas wszystko jest inne, wyjątkowe. Może za sprawą różnic genetycznych.. Chociaż raczej dzięki niezwykłym więziom. Nie wiem. 
Wasz świat jest moim, a mój Waszym. Dom jest tam, gdzie serce, korzenie i rodzina. Dlatego tego tutaj nigdy nie nazwę domem. On znajduje się 2 000 kilometrów na wschód. Kochana Polsko...






Bo jest paru ludzi, bo jest parę w życiu dobrych chwil,
Bo jest parę złudzeń, które warto mieć by żyć..

niedziela, 22 kwietnia 2012

XXXI

Przykra rzeczywistość przeszła z papieru, siadła obok mnie i opowiadała o sobie. Dosłownie namacalna. Na wyciągnięcie dłoni. Mówiła o ciężkim brzemieniu codzienności. Bez owijania w bawełnę. Bo po co. Bezpośredniość jest drastyczna. Drastyczność jest niezbędna w pewnych kwestiach. Nadaje dramatyzmu. Cienka czerwona linia. Dalej nie przejdziesz. Wiesz co tam Cię czeka. Twój wybór. Ale i tak nie pójdziesz tam. Nie pójdziesz. Nie jesteś egoistą. Zostajesz po tej stronie. Zostajesz ze mną. Nie puszczę Cię tam. Nigdzie nie idziesz. Cienka czerwona linia. Ściana ognia podsycana realnością i wiarygodnością. To chyba jasne, że taka wiadomość to nie byle błahostka, przyjmowana ze stoickim spokojem. Nie potrafię myśleć o tym o suchych oczach. Nie potrafię. Nie potrafię wyobrazić sobie tego. Widziałam. Widziałam. Widziałam mimo ciemności. Widziałam. Widziałam to. Na własne oczy, ujrzałam to, co mnie przeraża. Pokazała. Odsunęłam to, czego się obawiałam. To, czego obawiam się nadal. Ona siedziała dalej, kontynuowała opowieść. Miałam ochotę ją objąć. Ulżyć cierpieniu. Ale i tak za dużo namieszałam. Mówiła. Jeszcze do końca nie mogę uwierzyć. Matko.. Tak mało.. Tak mało brakowało.. Szansa za szansę?  Jakie to uczucie? Jak żyje się z taką świadomością? Dziwnie czuję się ze swoją bezradnością w obliczu czegoś co znam. W pewnej części. Wiem, jak jest ciężko. Kolejne opowieści to kolejna porcja wiedzy. I zrozumienia. Niezbędnego zrozumienia. Ale to nie wszystko. Dużo, ale nie wszystko.  Potrzebne są działania. Tylko nie mów mi, że chcieć to móc. Nic nie mogę zrobić. Jestem żałosna.
Zwycięski taniec u stóp Mount Everestu marzeń? Nie. Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie. Absolutnie nie. Nie tak miało być. Nie tak miało wyjść. Nie tak miało wyglądać. Nie tak miało się okazać. Nie miało ranić. Mam dziwny zwyczaj wycofiwania się, kiedy czas wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Nigdy nie mam takiego zamiaru ale zawsze, ale to zawsze dzieje się tak samo. Milczenie i obojętność. Błędne koło bierze swój początek za każdym razem  w tym samym miejscu. To dzieje się samoistnie. Podświadomość krzyczy. Może umiem tylko ranic? Jak inaczej nazwać odrzucenie uczucia?
Zazdroszczę Wam jednego. Możliwości poznania wcześniej osób z którymi spędzicie najbliższe 3 lata. Ten błysk w oku i uśmiech kiedy odwiedzamy kolejne pracownie, idziemy korytarzami które powitają Was we wrześniu... Patrzycie na szkoły i wiecie, że tu wrócicie. Widzę Was między tymi murami, w tych ławkach, przy tych tablicach. Z niepewnością odwracacie się do nauczyciela pytając czy zadanie jest dobrze rozwiązane. Jest. Nie robił to byle kto. Nie jest łatwo, bo to już nie Nasza szkoła sentymentów a nowy rozdział w życiu każdej. Już nie wszystkie razem. Już nie siedzimy rano na świetlicy. Nie odwiedzamy pani Joli. Nie piszemy wspólnie sprawdzianów, wymieniając się kartkami. Nie wracamy do domu razem po siedmiu godzinach. To już nie to samo. To nie Nasza szkoła. Więcej ludzi, więcej nauki. Ale radzicie sobie. Jesteście najlepsze. Jak zawsze. Wy. Wy. Wy, te moje zdolne dziewczynki, które z każdej sytuacji mistrzowsko znajdują doskonałe wyjście. Te, mające zawsze swoje zdanie, swoje ideały i ambicje. Charaktery z pazurem i poczochranymi włosami. Z takimi osobowościami nie zginiecie w tym marnym świecie. Jeśli nie śmiechem i spojrzeniem, zabjecie inteligencją. Ociekacie zajebistością aż na tablicy pojawiają się zacieki. To jezdnia chodzi po Was, nie Wy po niej. Możecie wszystko, nie musicie nic. Świat należy do Was. Proszę tylko o jedno - nigdy nie zapominajcie o Powadze. W końcu to Nasze drugie imię. Jesteście najlepsze. Niezastąpione. 




I nieważnie, że świat na którym przyszło Ci żyć, lepszym wydawał się być
Nieważne.. 

czwartek, 9 lutego 2012

XXX

I tak moje własne, prywatne dobro stało się dobrem publicznym. Kunszt ofiarowany właśnie mi. To niewielki dar. Spokój w wybornej formie z dreszczami w pakiecie. Zależnie od sytuacji, podkład smutku i radości. Gest niewielki, lecz daje wiele. Każdy taki podarunek, to kolejny sentyment, kolejne łzy, kolejny uśmiech. Szczegół ubarwiający codzienność. Tak, jestem samolubna. Chcę posiadać na wyłączność, coś mającego ogromną wartość uczuciową dla mnie, tylko i wyłącznie dla siebie. Ale czasem emocje są silniejsze, to przerasta i chce się pośrednio o tym mówić. Głosić światu radość. Pretensje mogę mieć tylko i wyłączenie do siebie. Egoistka.
Są takie chwile i znaki kiedy przestaję mieć wątpliwości. Są zdania, które topią je niczym promienie słońca rozpuszczające śnieg na początku wiosny. Te promyki, nawet niewielkie dają przyjemne ciepło. Z czasem, kiedy słońce wygląda coraz częściej jest takie uczucie, kiedy chcesz więcej. Więcej, więcej, więcej. Możesz spalić się w tym delikatym cieple. Nie byłoby to złe. Pragniesz tego. Czy można uzależnić się od Heliosa? Tak, bo jego dar jest niesamowity. Czy jest coś przyjemniejszego od nieśmiałego wiosennego żaru na twarzy,  kiedy źdźbła trawy pokonują ostatnie białe wyspy? To niezwykły czas.
Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Lecz drugie nie ustępuje rangą. Drugie może całkowicie zmienić opinię o człowieku. Wpłynąć na plus, lub wręcz przeciwnie. Nie, nie mam nic do stracenia. Mam. Nie coś, lecz kogoś. Ale spróbowałam. Nie mam sobie nic do zarzucenia oprócz braku zdolności konwersacji. Może to i lepiej. Nie chcę być nie fair. Nie chcę stracić tego co mam. Tego co jest niemalże pewne, na rzecz niepewnego.
Słońce błądzi w ciemnym lesie. Bo słońce nie wie czego chce. Słońce nie wie co ma czuć, ani myśleć. Słońce nie wie co ma robić. Błądzi w próźni zawieszonej 12 metrów nad ciemnym lasem. Ni w prawo, ni w lewo. Definicja to kalectwo a słońce ma zapędy masochistyczne, których wujek oducza. Czas nie stoi w miejscu. Dawne przyzwyczajenia słońca się skończyły. Teoria geocentryczna padła. Nastały czasy Kopernika. Ziemia nabiera szybszego tępa. Jednak mimo woli musi zwolnić. 
Świat musiał kiedyś inaczej wyglądać. Relacje między ludźmi. Miłość musiała mieć inne oblicze skoro teraz wychodzą na wierzch dziwne teorie pozorami uzasadnione. Gdyby wszystko ujrzało światło dzienne.. Wolałabym przez tydzień nie wracać do domu. Mamo, nie te literki. B, nie p. Zapamiętaj, bo to się przyda. Ta wiadomość nie będzie ostatnią.
Jak to jest, że pewne słowa, wypowiadane przez różne osoby mają zupełnie inny charakter. Nie wspominając o poziomie szczerości. Ważym czynnikiem są oczywiście relacje, lecz nawet mówione nie do końca poważnie mają odmienny ton. Niektórzy są po prostu bardziej wiarygodni. Okazywana troska jest tego potwierdzeniem. Tak jak życzliwość płynąca prosto z serca. Szczera. Opieka i odpowiedzialność. Mam w Tobie brata. 


  

Zaletą przeszłości jest to, że jest przeszłością

poniedziałek, 2 stycznia 2012

XXIX

Święta. Kolejne. W sumie dopiero drugie z pełną rodziną. Bo przyjaciele to rodzina, a rodzina jest zawsze na pierwszym miejscu. Niezależnie od sytuacji. Rodzina to rodzina. Oni nadają temu czasu magii i uroku. Specyficzna atomosfera. Chociaż śniegu brak, wyjątkowość zachowana. W sumie spotkanie jak każde lecz świąteczna nutka wyczuwalna. Uwielbiam wracać tam. Uwielbiam wracać tam, gdzie po uczuciowym przywitaniu rozpoczyna się szukanie ciapów. Nie zależnie od liczby osób, nikt nie jest skazany na chodzenie w butach lub samych skarpetkach. Uwielbiam wracać tam, gdzie zawsze jest sernik a przepyszny smak dzieciństwa znajduję w pierwszej szafce. Uwielbiam wracać tam, gdzie widok zza okna, sprzęty, pomieszczenia i miejsca przypominają tyle chwil sprzed lat. W parku coraz mniej drzew. Z każdym rokiem więcej pustki i szarości. Gdzie czasy kiedy rzucialiśmy się wszechobecnymi liściami, które zalegały na alejkach i placu zabaw. Przyklejalismy klonowe noski. Pamiętam huśtawkę z opony zrobioną przez starszego Grześka. Ile wtedy było radości. Jesienne zbieranie kasztanów. Zimą budowanie igla między drzewami. Lany Poniedziałek zawsze oznaczał hektolitry wylanej wody, bieganie z butelkami po parku, między garażami, komórkami i blokami. Boże Narodzenie to zawsze kolędnicy. Choinka stojąca w rogu pokoju. Cukierki na niej i prezenty pod. Krzyż na ścianie. Wielkie fotele i rozkładany stół. Wszystko ma swoje miejsce. Przeszłość, odczuwa się tam ze zdwojoną siłą. Pewnie za to kocham to miejsce. 
Może ktoś kiedyś odnajdzie ten niewielki kolczyk i wspomi małą Cld która była. Nie myślała co robiła ani mówiła. Bywała tu. Wspomni dziki śmiech, głupawy uśmiech, cienie pod oczami, zimne dłonie i jej milczenie. Ciszę, kiedy nie wiedziała co powiedzieć. Jej bezradność. Wspomni tę noc, widok  spokojnie wtulonej w wielkie ramiona i żal nad ranem. Każde objęcie przyjaciółki i dziwne teksty, których sens dostrzegają tylko one. Każde znaczace spojrzenie, wymowny usmiech. Kazde wyjscie na balkon i smutny powrot. Zmarwienie przepelniajace serce. Brak chęci do czegokolwiek. Temat tabu. Do niektórych tematów nie należy wracać i rozstrząsać ich na nowo. Nie pytaj. I tak nie odpowie. Nie jest ani słodka, ani otwarta. To urojenie w Twojej głowie. Wyidealizowany obraz, który akceptujesz mimo niezbyt przyjaznej rzeczywistości. Patrzysz przez przesłonę swoich pragnień i marzeń. Wyobrażenia stają się porządkiem dziennym. Nie znasz jej. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Pamiętaj o tym co było. Wspomnisz ten dzień tak jak każdy poprzedni i następny. To co miało miejsce następnego wieczoru jak i niespełna miesiąc po. Wspomnisz ten dzień. Wspomnisz wszytko. 
Mam tą świadomość,że jeśli nie teraz, to nigdy. To jest właśnie ten czas na robienie głupstw. Nie ma miejsca na żal. Wypominać błędy będziemy na starość. Nie czas na to. Nie teraz. Ale nie mogę pozwolić sobie na pewne rzeczy. Moralność nie pozwala. Granice. Wyrzuty by mnie zżarły. Może jestem inna. Może mam podejście rodem z ubiegłej epoki, ale swoich zasad zamierzam się trzymać. Młodość młodością ale nie upadłam jeszcze tak nisko. Dziwią mnie pewne stanowiska, cóż, ludzi nie zmienię. Taki wiek? W takim razie wolę zostać dzieckiem. Za każdym razem żałuję coraz mniej, to muszę przyznać. Nie jest to jednak powód aby przekraczać granice. Moje granice, których nie zamierzam zmieniać. Niewykluczone, że kiedyś zmienię nastawienie. Lecz nie teraz. Przyjdzie czas i pora.





Nie możesz się poddać, nie ma gotowych rozwiązań,
nie ma na skróty dróg, przestań wstecz się oglądać.