piątek, 3 czerwca 2011

XI

Zadziwia mnie jak bardzo olewam tą sprawę. Jestem z siebie dumna. Kompletnie mnie nie obchodzi co się dzieje. Całkowite wyjebane na to. Lubię to uczucie. Niby obustronna ignorancja, z mojej strony stuprocentowa, z drugiej nie wiem ale jak coś trzeba, wraca pamięć o małej, głupiej Cld, która przez swoją naiwność zawsze pomagała. Kiedyś to przynosiło ogromną radość. Niemożliwość zadawała ból ale teraz to się zmieniło wraz z moimi relacjami na linii ja-ktoś. Może i wdzięczność była prawdziwa. Teraz jest złudna. Już mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam wracać do tego. Było fajnie, ok ale się spieprzyło. Ile to już? Pół roku? Więcej? Nieważne. Dobrze jest jak jest.
Te wakacje miały być inne. Okazało się, że jednak nie będą takie jak było to przewidywane. Zmiany po całości. Trudno. Do niczego zmusić się nie da. Mam wiarę. Mam wiarę w to, że pomimo wszystko i tak te dwa miesiące będą udane. Tyle pomysłów, koncepcji, sposobów.. Musi się udać. Bo jak się ma z kim spędzać czas, wszystko dzieje się szybciej, efektowniej, przychodzi łatwiej, trudniej zapomnieć. Bardziej emocjonalnie . Jeśli masz z kim spędzać czas, nabierasz masę sentymentów. Do wszystkiego. Miejsc, przedmiotów, sytuacji, pogody, smaków, zapachów, tekstur, kolorów. Ludzi. Znasz to uczucie kiedy chropowata powierzchnia drzewa przypomina Ci o czymś? Kiedy zapach ciepłego wieczornego deszczu przywołuje wspomnienia? Słyszysz jakieś słowo i w głowie odtwarzają się najlepsze sceny z nim związane? Wszystko wydaje się być inne. Lepsze.
Brakowało mi takiego spotkania. Brakowało mi takiej rozmowy, tego widoku.. Uśmiechu.. Brakowało mi cholernie. Ale.. ale to nie jest już to samo. Coś się zmieniło. Sądziłam, że coś takiego nie może tak po prostu się skończyć. Czas zaciera relacje osłabiając jednocześnie więzy. Nawet zniknęło pełne zaufanie, chociaż ja ufam nadal. Bezgranicznie. Mam wrażenie, że ta przyjaźń wyblakła. Żałuję, że tak się stało. To nie jest dobre. Nie wiem czy mogę zrobić coś żeby było jak dawniej. Potrzebny jest stały kontakt a uczucie, że na tych relacjach zależy tylko jednej stronie nie pomaga. Przeraża mnie to wszystko. Zbyt dawno nie rozmawialiśmy. To karygodne. Ale to moja wina.
I znowu się wszystko sypie. Który to już raz? Który to już 'definitywny' koniec? Kolejny. Następny. Ale czy będzie jak zawsze? Czy znowu wszystko wróci do normy? Zawsze wracało. W większym lub mniejszym stopniu ale wracało i jakoś to było. Dawaliśmy radę.  Udawało nam się jakoś pogodzić to wszystko. Teraz sprawa trochę inna. Inna kategoria. Inna waga powagi. Ale jest tak samo. Jak za każdym razem. Ograniczenie. Ta. Chyba w drugą stronę. Jak na załączonym obrazku. Co i jak dalej nie rozumiem. Po prostu tego nie wiem. Coś chyba umknęło. Jakiś kluczowy moment, element który wpłynął na to. To wszystko co jest nie pasuje do tego co było. Sorry Winnetou ale nie pojmuję tego wszystkiego. Bigos. Bigos kompletny.
Księżyc chyba zmienił orbitę. Kosmiczna eksplozja wyrzuciła planetę poza ten układ. Słońce zgasło. Powstała supernowa. Ona zgaśnie. Zblednie. Będzie niewidoczna. Już niedługo. Mgławice też nie są trwałe. Ale te eksplozje wprowadzają wielkie zmiany we wszechświecie. Skład chemiczny już zmieniony. Nowe pierwiastki, związki i reakcje też. Nowe nie znaczy lepsze.
To będzie ciężki rok. Wrzesień tragiczny. Z czasem może będzie odrobinę łatwiej ale boję się że sobie nie poradzę. Po prostu nie dam rady. Jestem zbyt słaba. Zero warunków sprzyjających. Nie dam rady. Załamania nerwowe  i depresje gwarantowane. Obawiam się najgorszego. Boję się, że będzie tak jak nie powinno. Boję się że to droga do powolnego końca. Ale tak nie może się stać. Nie może. Choćbym miała zrobić wszystko co będzie trzeba, nie może. Nie może.





Tutaj gdzie jestem mam swoje szczęście
Swoich ludzi i pomocne ręce i nie chce nic więcej
Swoje problemy i życie, którym żyjemy
Ponad wszystko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz