sobota, 30 kwietnia 2011

IX

Zawsze kiedy wychodzimy gdzieś lub nawet przechodzimy do innego pokoju, pada to samo pytanie i za każdym razem moja ta sama przecząca odpowiedź. Nigdy nie możemy porozmawiać nie tylko o tym ale o wszystkim. Dlaczego? Takiego ogona nie możemy się pozbyć. A tyle chciałabym powiedzieć.. Mojej opowieści nie mogę zacząć z kimś takim siedzącym obok. Za duże ryzyko. Nie mam tak komfortowej sytuacji w której pewnością jest brak jakichkolwiek konsekwencji. Być może dopiero za kilka lat-jakie kilka, już niedługo - przeniesiemy się do wolnego pomieszczenia, tylko my, usiądziemy  z winem i porozmawiamy o wszystkim. Jak nasze matki kiedy się widzą co ostatnio jest rzadkością z wiadomych względów. Dobrze, że my możemy spotykać się. Dwa razy w roku, cóż..  Lepszy rydz niż nic.
Często zastanawiam się co by było gdybym została. Gdybyśmy zostali tam. Jaka bym była. Jak różna od tej którą jestem. Być może uległabym temu czemu ulegli ci których o to nie posądzałam. Ci do których to nie pasuje, po których nie można było się spodziewać. Cichociemni ze szlugiem. Tak, to jest wszędzie ale w niektórych miejscach uderza to bardziej. W tych ważnych i ważniejszych. Ci ludzie, ważni i ważniejsi. Różni i różniejsi. Może i charaktery nie uległy drastycznym zmianom ale nawyki tak. Towarzystwo zmienia ludzi. Walczyłam z tym bo nie rozumiałam tych znajomości. Nie rozumiałam bo nie znałam ich takich. Takich o jakich opowiadał mi ktoś. Ktoś komu ufałam. Kogo nienawidziłam w tamtym momencie. Nie rozumiałam tego. Teraz nigdy bym tak o nich nawet nie pomyślała. Uprzedzenia nie są dobre. Nie wszyscy są źli. Nigdy więcej wydawania opinii bez uprzedniego poznania. Nie mam zamiaru znowu się na tym przejechać. Kolejny raz.  Zastanawia mnie czy wszystkie domówki, ogniska, picia w plenerze itp. dotyczyłyby mnie i w tak dużym stopniu miały wpływ na wszystko łącznie z nauką. Ciągłe melanże, niemal codzienny kac i siedzenie z papierosem w ustach? Nie dziękuję, ale... Może każde wyjście z domu wiązałoby się z zapaleniem, każdy późny powrót do domu, po mniej lub bardziej ostrym picu, z nadzieją nie spotkania coraz częściej kursującej policji. Może. Na chwilę obecną tak nie jest. Na jak długo, okaże się.
Tak. Tak zrobimy. Nie dzisiaj. Może jutro. Może za tydzień, miesiąc, rok. I też bez powodu. Tak po prostuj Odejdziemy, ale z nimi. Chociaż nie zam tych zamiarów, to jeśli robimy coś, to razem. Nie ważne gdzie, ważne z kim. Dobrze by było zniknąć na pewien czas. Odciąć się od tego wszystkiego. Żyć obecną chwilą, nie martwić się o jutro a jedynym powrotem do przeszłości jest przypomnienie o miejscu w którym ostatnio  zostawiony był telefon. Przytulny drewniany dom w leśnym zaciszu i tych kilka osób. Czego chcieć więcej? Na chwilę obecną musimy zadowolić się wieloma innymi równie dobrymi miejscami. Nie ważnie gdzie, ważne z kim. I jedyną przeszkodą jest ciągle pogoda. Nie tyle deszcz, co burze. Lubię deszcz. Kiedyś ktoś sprawił, że przestał być tak uciążliwy. Dodał trochę magii i troski. I coś się zmieniło. Niedługo po tym. Ale to było dawno. Nie ma potrzeby wracać do rzeczy przeszłych. Tych złych i dobrych. Pomimo wszystko sentyment  jednak pozostaje. Deszcz  i wspomnienia. Samotne spacery - to jest to.
"Wina zawsze leży po obu stronach". Tak, przyznaję rację. Tak jest za każdym razem. Może i zawsze jednemu zależy bardziej co komplikuje wszystko, zadbajmy jednak o to, żeby każdemu z V kłótnie między sobą były obce. Kwaśna atmosfera psuje wszystko. Żegnamy ją. Wracamy do starej.
Pierwszy raz wyobraziłam sobie to. Niezbyt spójna całość. Brak ogólnej harmonii. Jakieś nie dopasowanie. Może zbyt duża różnica, zbyt głęboka przepaść? Raczej nie. Po prostu nie wszystko ze sobą współgra. Nie wszystko dobrze wygląda. Kilka cech wspólnych. Tylko tyle. Za wiele różnic. Pod każdym kątem. Pewne sprawy nie mają prawa istnienia. Może nie tyle prawa. Prawo mają. Nie mają możliwości. Ja nie daję im prawa bycia. Ze względu na bezpieczeństwo i ostrożność. Pozostaje jeszcze zawód. Lepiej się nie angażować.
Jak będzie, okaże się już niedługo. Miejmy nadzieję, że pozytywnie. Bardzo pozytywnie. Zawsze zostają jakieś wspomnienia. Jakie, to już zależy od nas. 

 




Może możemy być szczęśliwi gdziekolwiek
Móc zawsze i wszędzie, móc polegać na sobie



czwartek, 21 kwietnia 2011

VIII

Zadziwiające jak wiele w ciągu tak krótkiego czasu się zmieniło. Może i w ostatnich dniach trochę zawalam naukę ale jednak mimo wszystko nie żałuję. Naprawdę. My nie siedzimy,nie rozmawiamy, nie śmiejemy się, nie chodzimy. My pracujemy na wspomnienia. Na myśl o tych z ostatnich tygodni automatycznie uśmiech sam się pojawia.
Czyżby dane było mi znowu mieć do czynienia z tym chłodnym dotykiem? Nie wiem czy chcę. Nie wiem czy to by coś zmieniło bo i tak zmieniło się wiele. Nie wiem czy chcę do tego wracać. Na pewno mniej niż kiedyś. Skończy się na nadziei. Jak zawsze. Ale chyba mimo wszystko tak trochę,odrobinę chcę. I tak mam wiecznie zimne dłonie.
Ale to nie są już te same rozmowy. Szkoła to nie temat z kimś, kogo kiedyś miałam niemalże za przyjaciela. Brakuje mi tamtego czasu kiedy obecność stała się częścią codzienności. Chyba bardzo powoli ten stan powraca. Mozolnie. Nie można wiecznie czekać na coś czego być może nigdy nie będzie. Zawsze ja byłam niecierpliwa. Ale nie. Oboje tacy byliśmy. Byliśmy bo  raczej już nie jesteśmy. Przynajmniej ja.
15 minuta? Obawiam się, że jestem za.
Uzależnieniem nazwałam przyzwyczajenie. Ładnie.  Cały czas popełniam błędy. Ładnie. Nie doceniłam tamtej 'codzienności', zaprzepaściłam szansę na codzienność i żałuję. Ładnie. Ja pierdzielę. Z kim ci ludzie żyją.
Limit tygodniowych połączeń wykorzystany. Jakich tygodniowych. Miesięcznych. Nie zadzwonię. Z wielu powodów. Teraz Twoja kolej.  Kiedyś zawsze odbierałam. Teraz w sumie też ale bez większego entuzjazmu. Moje nastawienie do wyświetlającego się imienia przy dźwiękach sentymentalnego utworu zmieniło się już jakiś czas temu. I nie było to kilka tygodni ale miesięcy wstecz. Może to i dobrze ale obecne zachowanie nie zmienia tego. Na razie.
(...) pojawia się myśl 'co by było gdyby?' Oj chyba wiem..Zbieramy się od dwóch godzin, później oni wracaliby z nami. Kilkadziesiąt minut pod moim domem, dalej idziemy wszyscy, kwadrans pod Twoim, pożegnanie, pół godziny drogi powrotnej, nie jestem sama, kolejne podanie dłoni, mija następna godzina, jestem w domu. Codzienna trasa, dobrze znany każdy jej punkt. Kolejny chłodny wieczór, zimno jest tylko nam, rozgwieżdżone bezchmurne niebo, ktoś jest za nami, ktoś przed nami, ktoś przyjeżdża, już nie wiem ile jest osób  i jaki  ich procent był od początku. Wszystko jak wczoraj,przedwczoraj i tydzień temu. Niby zawsze jest tak samo jednak za każdym razem inaczej . Kocham ten klimat ale muszę przyhamować. W końcu ta dobroć się skończy i wiadomo czym to zaowocuje a wolałabym z tego nie rezygnować. Za bardzo by mi brakowało tych ludzi, którzy są zawsze. Za każdym razem kiedy planujemy wcześniejszy powrót wychodzi jak zawsze. To chyba najlepiej świadczy o tym jak jest. Mamy czas do czerwca i okoliczności sprzyjające. Samowolne organicznie nie sprzyja temu ale lepsze jest od przymusowego. Znając życie będzie bez zmian ale warto próbować. Przewiduję ostre jazdy w wakacje. Namiot i powtórka wczorajszej nocy z 'niewielkimi' zmianami. Jesteśmy do końca, bez konsekwencji. 
Pierwszy raz od dłuższego czasu wróciłam do domu w przyzwoitej porze. Co więcej, na którą powiedziałam, na tą byłam. Inna sprawa, że kilka razy podawałam inną godzinę. Liczy się efekt końcowy. 
.





Nie zadaje pytań, lubię kiedy patrzysz na mnie
Milczę, jakby ktoś trzymał zimny nóż na moim gardle
I choć chłód mnie przenika, to wszystko jest nieważne


 

I co? Że teraz moja kolej? No nie tym razem, mój drogi. Miałam podwójną. Teraz znowu Ty. Czekam cierpliwie. 


sobota, 2 kwietnia 2011

VII

A jednak. Jak to się dzieje, że kiedy ktoś ma problemy potrafię dać tysiące rad i rozwiązań a nie umiem poradzić sobie z własnym życiem? Tylko cholerna bezradność wobec wszystkiego. Bezradność lejąca się gorącymi strumieniami. To nie jest tak, że ja "zawsze wiedziałam co robić". Nie wiem nic. Wczorajszy dzień jest najlepszym na to dowodem. A te potoki łez, których nie można zatamować? Niezależne od mojej woli. Bez powodu. Nieuzasadnione. Tak po prostu. Nie mam na to wpływu. 
Nie oczekuje niczego. Nie potrzebuję żadnego pocieszania i tekstów w stylu "będzie dobrze". Bez działania nie będzie. Bez Ciebie byłoby ciężko. Dlatego nie oczekuję niczego. Tylko bądź. Po prostu bądź.
I nie wahaj się mówić o swoich problemach. Od tego są przyjaciele a tego typu niewiedza sprawia ból           i pozory braku ufności.


I to nie jest tak, że nie byłoby Cię. Byłabyś. Śmierć w takim wieku, komuś takiemu nie jest przeznaczona. Ty ją wykopałaś za drzwi. Nie ja. Ty jesteś silniejsza emocjonalnie. Przeszłaś więcej. Jesteś silniejsza.

Gdyby mnie nie było, nie było nigdy tutaj, tylko wakacje, może byłoby lepiej. Na pewno nie gorzej. Może tak samo.Nie wiem. Ale jestem. Na razie. Do czasu.



Taa. Nie ma to jak chodzenie po ciemku w praktyce, kiedy teoretycznie jest się gdzieś indziej.





Mamy siebie ale nie wiem czy mamy coś więcej.